9 sty 2013

LIVIO VACCHINI – TEKSTY INNE

Droga Pani Mina,

Bardzo miło mi słyszeć, że moja wystawa w Bazylei wzbudziła Pani podziw i rozbudziła ciekawość. Mając na uwadze fakt, że planujemy zorganizować kolejną wystawę w Ligornetto, która oczywiście będzie zaadaptowaną powtórką tej pierwszej, czuję się w obowiązku wyjaśnić Pani parę spraw.


Celem wystawy architektonicznej nie jest kreowanie fałszywej rzeczywistości, zamiarem nie jest wywołanie takich samych emocji, jakich dostarczyłoby bezpośrednie obcowanie z budynkiem. Wystawa architektoniczna jest celem samym w sobie, to nie żadne zastępstwo. Wystawa zdjęć architektury może oczywiście być uważana jedynie jako zbiór fotografii, bez związku z ich tematem, i oceniana z punktu fotograficznej jakości. Wystawa architektoniczna to rzecz zupełnie inna. Sama w sobie jest architekturą. Innymi słowy, to możliwość przedefiniowania i nadania znaczenia miejscu, w którym się znajduje (właściwie to dokładne przeciwieństwo wystawy malarstwa). Ujmując najprościej – każda z prac architekta ma na celu przekształcić jedynie i tylko rzeczywistość, w której powstała.
Tak więc co zawiera moja wystawa? Wystawa architektoniczna ma przecież zawartość. Ona tłumaczy i opowiada głównie te rzeczy, które zazwyczaj są niejasne, jeśli nie celowo ukryte. Ludzie przychodzą na wystawę po to, by poznać projekty, metody, sposób ich prezentacji i w ten sposób zabrać do domu informacje i bodźce dla ich własnej pracy. To wszystko dzieje się dzięki narzędziom architektonicznego rzemiosła: słowom, szkicom, planom, modelom. Tak więc wystawa architektoniczna zawiera narzędzia. (W Bazylei ograniczyłem się tylko do dwóch: planów i modeli). Materiały te nie mogą być tak po prostu dostarczone z biura na miejsce wystawy, jak jakaś przesyłka. Muszą zostać przekształcone na potrzeby nowej funkcji, innej od tej, dla której zostały stworzone. W moim przypadku, zajęło to dość dużo czasu. Nie łatwo jest znaleźć nową formę dla rysunków (technicznych) nie niszcząc ich pierwotnych intencji. Z technicznego punktu widzenia, te intencje muszą pozostać. W żadnym wypadku nie wolno nadawać rysunkom jakości graficznej lub malarskiej.
Starałem się przekazać całkowitą prawdę. Materiały na wystawie są szczere, niczego nie ukrywają. Niczego nie przemilczałem.
Wystawa w Bazylei była dla mnie żywym, owocnym doświadczeniem. Dzięki temu, że zrezygnowałem ze starszych prac na rzecz tych bieżących, dzięki ich aktualności i bliskiej relacji z tymi jeszcze leżącymi na stole w biurze wystawa stała się esencją naszej codziennej pracy. Pomogła nam zrozumieć, pomogła nam spojrzeć na to wszystko innym okiem, z bardziej abstrakcyjnego punktu widzenia.
Ponieważ wystawa zawierała również projekty niezrealizowane, reakcje odwiedzających były niezwykle żywe i zróżnicowane, jak przystało na odbiór czegoś, co jeszcze nie przybrało swej ostatecznej formy. Dużo zyskuję obserwując te reakcje. Wiedzę w ten sposób, jak moja praca jest odbierana w szerszym kontekście.
Czy wystawa jest tworzona dla publiczności, czy dla osób ją tworzących? Na pewno to ludzie są głównymi adresatami, ale to twórcy jej „używają”. Moja wystawa nie jest przeznaczona dla dużej grupy odbiorców. Odczytają ją tylko ci, którzy potrafią czytać rysunki i zaciekawieni są tym, co i jak dzieje się zanim konkretny obiekt zostaje zbudowany. Jedynie jeśli to, co dla mnie jest wyraźnym bodźcem, definitywną intencją, oddziałuje na innych, znajduję w tym porządek i rozsądek. Jednak moja wystawa nie ma charakteru edukacyjnego, nie ma tam nic o procesie projektowym, żadnych iluzorycznych perspektyw, żadnego udawania. Czy to nie jest najlepszy dowód mojego szacunku dla odbiorcy?
Na wystawie pokazane zostały wszystkie projekty jakimi obecnie zajmujemy się w biurze – nie tylko kilka wybranych. Wszystkie są tak samo ważne i pokazane w takim samym stopniu szczegółowości. Prace dojrzałe i znaczące towarzyszą tym żmudnym, trudnym i nieinteresującym. Cała wystawa ma być obiektywnym ujęciem wszystkiego czym biuro się zajmuje w tym momencie. Tak jak pracy malarza nie można oceniać na podstawie jednego obrazu, tak i na dorobek architekta składa się wiele czynników, które wzajemnie na siebie oddziaływają.
Po co nam te wszystkie komputerowo wygenerowane rysunki? Czy ręka, pióro nic już nie znaczą? Dokładnie tak, ręka już nic nie znaczy w tej profesji i muszę przyznać, że jestem pozytywnie nastawiony do nowych technologii, ponieważ zawierają w sobie wymogi bezwzględności, uniwersalności i abstrakcji. Praca przy pomocy maszyny sprawia, że moje osobiste uczucia nie są rozpoznawalne, ponieważ zostają przetłumaczone na uniwersalny język. Oczywiście nie ma to wpływu na jakość, która nie zależy od ręki czy też maszyny, ale od idei. 
Tak po prawdzie, jak inaczej mielibyśmy narysować te ogromne plany, rozciągające się po całej powierzchni ścian? Jak inaczej mógłbym wywołać u odbiorcy te trudne do opisania uczucia kiedy stoi się przed totalnie powiększonym rysunkiem?

W wyrazami najwyższego szacunku,

Livio Vacchini



tłumaczenie: maay.bug
źródło: "Transformation - Livio Vacchini" wyd. Brikhauser. Berlin, 1994
tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz