Droga Pani Mina,
Bardzo miło mi słyszeć, że moja wystawa w Bazylei wzbudziła
Pani podziw i rozbudziła ciekawość. Mając na uwadze fakt, że planujemy
zorganizować kolejną wystawę w Ligornetto, która oczywiście będzie zaadaptowaną powtórką
tej pierwszej, czuję się w obowiązku wyjaśnić Pani parę spraw.
Celem wystawy architektonicznej nie jest kreowanie fałszywej
rzeczywistości, zamiarem nie jest wywołanie takich samych emocji, jakich dostarczyłoby
bezpośrednie obcowanie z budynkiem. Wystawa architektoniczna jest celem samym w
sobie, to nie żadne zastępstwo. Wystawa zdjęć architektury może oczywiście być
uważana jedynie jako zbiór fotografii, bez związku z ich tematem, i oceniana z
punktu fotograficznej jakości. Wystawa architektoniczna to rzecz zupełnie inna.
Sama w sobie jest architekturą. Innymi słowy, to możliwość przedefiniowania i
nadania znaczenia miejscu, w którym się znajduje (właściwie to dokładne
przeciwieństwo wystawy malarstwa). Ujmując najprościej – każda z prac
architekta ma na celu przekształcić jedynie i tylko rzeczywistość, w której powstała.
Tak więc co zawiera moja wystawa? Wystawa architektoniczna
ma przecież zawartość. Ona tłumaczy i opowiada głównie te rzeczy, które
zazwyczaj są niejasne, jeśli nie celowo ukryte. Ludzie przychodzą na wystawę po
to, by poznać projekty, metody, sposób ich prezentacji i w ten sposób zabrać do
domu informacje i bodźce dla ich własnej pracy. To wszystko dzieje się dzięki
narzędziom architektonicznego rzemiosła: słowom, szkicom, planom, modelom. Tak
więc wystawa architektoniczna zawiera narzędzia. (W Bazylei ograniczyłem się
tylko do dwóch: planów i modeli). Materiały te nie mogą być tak po prostu
dostarczone z biura na miejsce wystawy, jak jakaś przesyłka. Muszą zostać
przekształcone na potrzeby nowej funkcji, innej od tej, dla której zostały
stworzone. W moim przypadku, zajęło to dość dużo czasu. Nie łatwo jest znaleźć nową
formę dla rysunków (technicznych) nie niszcząc ich pierwotnych intencji. Z
technicznego punktu widzenia, te intencje muszą pozostać. W żadnym wypadku nie
wolno nadawać rysunkom jakości graficznej lub malarskiej.
Starałem się przekazać całkowitą prawdę. Materiały na
wystawie są szczere, niczego nie ukrywają. Niczego nie przemilczałem.
Wystawa w Bazylei była dla mnie żywym, owocnym
doświadczeniem. Dzięki temu, że zrezygnowałem ze starszych prac na rzecz tych
bieżących, dzięki ich aktualności i bliskiej relacji z tymi jeszcze leżącymi na
stole w biurze wystawa stała się esencją naszej codziennej pracy. Pomogła nam
zrozumieć, pomogła nam spojrzeć na to wszystko innym okiem, z bardziej
abstrakcyjnego punktu widzenia.
Ponieważ wystawa zawierała również projekty niezrealizowane,
reakcje odwiedzających były niezwykle żywe i zróżnicowane, jak przystało na odbiór
czegoś, co jeszcze nie przybrało swej ostatecznej formy. Dużo zyskuję
obserwując te reakcje. Wiedzę w ten sposób, jak moja praca jest odbierana w
szerszym kontekście.
Czy wystawa jest tworzona dla publiczności, czy dla osób ją
tworzących? Na pewno to ludzie są głównymi adresatami, ale to twórcy jej
„używają”. Moja wystawa nie jest przeznaczona dla dużej grupy odbiorców.
Odczytają ją tylko ci, którzy potrafią czytać rysunki i zaciekawieni są tym, co
i jak dzieje się zanim konkretny obiekt zostaje zbudowany. Jedynie jeśli to, co
dla mnie jest wyraźnym bodźcem, definitywną intencją, oddziałuje na innych,
znajduję w tym porządek i rozsądek. Jednak moja wystawa nie ma charakteru
edukacyjnego, nie ma tam nic o procesie projektowym, żadnych iluzorycznych
perspektyw, żadnego udawania. Czy to nie jest najlepszy dowód mojego szacunku
dla odbiorcy?
Na wystawie pokazane zostały wszystkie projekty jakimi
obecnie zajmujemy się w biurze – nie tylko kilka wybranych. Wszystkie są tak
samo ważne i pokazane w takim samym stopniu szczegółowości. Prace dojrzałe i
znaczące towarzyszą tym żmudnym, trudnym i nieinteresującym. Cała wystawa ma
być obiektywnym ujęciem wszystkiego czym biuro się zajmuje w tym momencie. Tak jak
pracy malarza nie można oceniać na podstawie jednego obrazu, tak i na dorobek
architekta składa się wiele czynników, które wzajemnie na siebie oddziaływają.
Po co nam te wszystkie komputerowo wygenerowane rysunki? Czy
ręka, pióro nic już nie znaczą? Dokładnie tak, ręka już nic nie znaczy w tej
profesji i muszę przyznać, że jestem pozytywnie nastawiony do nowych technologii, ponieważ zawierają w sobie wymogi bezwzględności,
uniwersalności i abstrakcji. Praca przy pomocy maszyny sprawia, że moje
osobiste uczucia nie są rozpoznawalne, ponieważ zostają przetłumaczone na
uniwersalny język. Oczywiście nie ma to wpływu na jakość, która nie zależy od
ręki czy też maszyny, ale od idei.
Tak po prawdzie, jak inaczej mielibyśmy narysować te ogromne
plany, rozciągające się po całej powierzchni ścian? Jak inaczej mógłbym wywołać
u odbiorcy te trudne do opisania uczucia kiedy stoi się przed totalnie
powiększonym rysunkiem?
W wyrazami najwyższego szacunku,
Livio Vacchini
tłumaczenie: maay.bug
źródło: "Transformation - Livio Vacchini" wyd. Brikhauser. Berlin, 1994
tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione
tłumaczenie: maay.bug
źródło: "Transformation - Livio Vacchini" wyd. Brikhauser. Berlin, 1994
tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz