W
Niemczech za budowę obozów koncentracyjnych i montaż
w nich komór gazowych odpowiadał Hans Kammler – konstruktor, dr budownictwa - wysoki
członek SS, zwany technokratą zniszczenia. Goering mianował go pełnomocnikiem
ds. budynków specjalnych i stał się on jednym z najbardziej brutalnych i
bezlitosnych współpracowników Himmlera. Spektakularnym działaniem Kammlera było
przeniesienie do podziemi ogromnej fabryki rakiet V-1 i V-2 (Mittelwerk) oraz
umieszczenie tam towarzyszącego jej obozu koncentracyjnego, co skrajnie
pogorszyło i tak już beznadziejne warunki bytowe robotników przymusowych.
Kammler - zbrodniarz i szuja - jest więc autorem wielu najbardziej rozpoznawalnych
obiektów w historii XX w.
CZYSTOŚĆ NIE ZAWSZE ZNACZY TO SAMO
W 1933 r. Mies van
der Rohe prawdopodobnie wierzył, że idee niemieckości, czystości i logiki
zawarte w Mein
Kampf są tożsame z jego założeniami.
Świadczą o tym jego wybory: głosowanie na
Hitlera w referendum (sierpień 1934 r.) i
dobrowolne wstąpienie do organizacji wspieranych przez nazistów. Według Petera
Blake'a - autora biografii Miesa wydanej w latach 60. - architekt był
kryształowym człowiekiem, chodzącym ideałem, wyznającym ascezę w architekturze
i życiu. W swojej książce Blake na kilka akapitów rozpisuje się, jak godziwie
postąpił Mies, projektując pomnik Róży Luksemburg. Kilka stron dalej próbuje
prześlizgnąć się od 1933 roku do czasów powojennych zdaniem: Mies pozostał w
Niemczech [po wyborze Hitlera] jeszcze trzy czy cztery lata i opisuje zdawkowo
jego walkę z systemem. Autor biografii wspomina wprawdzie o udziale w konkursach
na Bank Rzeszy i biurowiec Niemieckiego Przemysłu Jedwabniczego, ale mimo ich
osiowych i monumentalnych układów, nawiązujących dialog z gigantomanią
nazistów, nie dopatruje się tu żadnych niestosowności. Oczywiście nie wspomina
słowem o projekcie pawilonu niemieckiego na Wystawę Światową w Brukseli w 1935
r. Według szkiców Miesa zwiedzający, minąwszy sztandar ze swastyką, mógł wejść
do budynku, chyląc czoło przed czarnym orłem nad głównymi drzwiami i trafić
między dwie ściany z trawertynu, które przeznaczone były pod propagandowe
treści symboliczne (swastyka i wielki napis Deutsches Reich). Ale łatwo sądzić
po tylu latach. Mies nie znał dalszego ciągu historii i po prostu szukał możliwości
utrzymania i zatrudnienia. I chyba na szczęście w wyniku upokorzeń i
przegranych w konkursach (coraz bar- dziej politycznych niż architektonicznych)
szybko zorientował się, co może się wydarzyć w Niemczech i wyemigrował do USA.
MODERNIZM WRACA OKNEM
Przy odrobinie sprytu albo cynizmu każdą
estetykę można by podporządkować politycznej ideologii. Świadczy o tym
faszystowska architektura modernistyczna (Włochy) czy choćby fakt, że Hitler
do czasu spotkania Speera nie miał wyrobionego zdania o tym, jaki styl
architektoniczny przyjmie za obowiązujący. Co więcej, Goebbels początkowo
opowiadał się za nowoczesną estetyką przemysłową. Chociaż Hitler ostatecznie
nie zaakceptował języka modernistycznej awangardy, w projekcie własnej
rezydencji w Obersalzbergu sam naszkicował na wskroś modernistyczny element
przebudowy starej górskiej chaty - wielkie okno. Wódz był z niego dumny,
chwaląc się przed gośćmi, że jest największe na świecie (ok. 800/400 cm). W
istocie panoramiczny widok na Alpy musiał zapierać dech w piersiach - tym
bardziej, gdy okno zsuwało się w dół, chowając w ścianie niższej kondygnacji.
Mając przed sobą taką panoramę, można było snuć najbardziej szalone koncepcje.
Trudno stwierdzić, czy Hitler wiedział o podobnym rozwiązaniu w willi Tugendhatów
w Brnie, projekt Miesa van der Rohe (lata 1929-30) - ale to był przecież
przykład zdegenerowanej, antyniemieckiej architektury.
ŚCIANY NIE FILOZOFUJĄ
Budynek firmy IG-Farben z 1930 r. We Frankfurcie
nad Menem, zaprojektowany przez Hansa Poelziga, jest wyrazistym przykładem
architektury uwikłanej w politykę. W murach tego gigantycznego biurowca
(największego na świecie do 1950 r.) wymyślono m.in. cyklon B. Po wojnie w
budynku miało swoją siedzibę najwyższe dowództwo sił sprzymierzonych, a dziś
obiekt mieści m.in. wydziały teologiczny i filozoficzny lokalnego uniwersytetu.
STYL A IDEOLOGIA
Mistrzem topornych uogólnień na temat
nazistowskiej architektury jest Leon Krier, zacięty przeciwnik wszystkiego co
ucieka od tradycji. Od lat 70. xx w. uparcie żali na przykład, ze nazywa się
architekturę klasyczną reakcyjną i faszystowską, a modernizm jest symbolem
demokracji. Broni w tym kontekście Alberta Speera i porównuje z nim Miesa oraz
Corbu, którzy też współpracowali z tyranami. Na pewno ich postępowanie w pewnym
sensie jest godne potępienia, ale nie nosili oni nazistowskiego munduru, nie składali
zamówień na kamień w obozach koncentracyjnych, nie byli ministrami zbrodniczych
rządów. Tych niuansów Krier raczy nie zauważać. Krytykując np. Niemeyera,
wyciąga ogólnikowe wnioski, co do architektury modernistycznej, zarzucając
zwolennikom modernizmu uprzedzenie do klasyki z powodu Speera. Jednocześnie
deklaruje, że klasycyzująca, imperialna architektura III Rzeszy jest przykładem
wspaniałego kunsztu i została skazana na niesłuszny wyrok poprzez bezpośrednie
powiązanie jej z ideologią nazistowską. Architekt ubolewa na przykład nad
niszczeniem dziedzictwa hitleryzmu po wojnie, z żalem przyjmuje zastąpienie
fragmentów niedokończonego okrągłego placu Speera w Berlinie z 1938 r.
budynkiem Neue Nationalgalerie Miesa. Brakiem akceptacji dla zmodernizowanego
świata Krier cynicznie usprawiedliwia swoje zafascynowanie sztuką i
architekturą nazistów.
ARCHITEKTURĄ WOJUJESZ...
Z budynków włoskiego faszyzmu najbardziej
znany jest chyba Dom Faszysty w Como. Jednak nie ustępuje mu rozmachem Dom
Armii w Rzymie (proj. Luigi Moretti). Pokaźna sala gimnastyczna jest tu niemal
jak świątynia przekryta imponującym żelbetowym dachem, po którego wygiętej
płaszczyźnie spływa światło dzienne. Kolejnym budynkiem, muskularnym niczym
kultowe ciała faszystowskie, jest dom wypoczynkowy dla dzieci (obozy paramilitarne)
Narodowej Partii Faszystowskiej w Chiavari, koło Genui. Został otwarty w 1938 r.
w obecności samego wodza. Mussolini nawet swojej kochance Clarze Petacci
zbudował piękną modernistyczną willę. Ironią historii jest fakt, że zbezczeszczone
ciała Mussoliniego, Clary Petracci i innych faszystów powieszono głowami w dół
na wspornikowym dachu modernistycznej stacji benzynowej Esso na Piazzale Loreto
w Mediolanie.
fragment
źródło: Łukasz Wojciechowski, Bryk do architektury, wyd. Unpubleashed, SARP Oddział we Wrocławiu, Wrocław 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz