PREVI
Na północnych przedmieściach Limy znajduje się
osiedle mieszkaniowe, które być może odmieniło oblicze miast w krajach
rozwijających się. Jego mieszkańcy czują się uprzywilejowani, że tu żyją, ale nie
zdają sobie sprawy, że mają do czynienia z ostatnim wielkim eksperymentem w
dziedzinie budownictwa społecznego. Przejeżdżając tamtędy teraz, można nie
zwrócić na nie uwagi. A jednak Proyecto Experimental de Vivienda [Eksperymentalny
Projekt Mieszkalny] - w skrócie PREVI - ma radykalny rodowód. Pracowali nad
nim jedni z najlepszych architektów epoki. Dzisiaj pozostaje niemal zapomniane.
W1966 roku prezydent Fernando Belaúnde, były
architekt, ogłosił międzynarodowy konkurs mający na celu rozwiązanie problemu mieszkaniowego
w Limie. Lista uczestników brzmi jak spis ówczesnej awangardy: James Stirling,
Aldo van Eyck, metaboliści, Charles Correa, Christopher Alexander, Candilis
Josic Woods. To tylko ci nasławniejsi. Do konkursu stanęło trzynaście
zespołów międzynarodowych i trzynaście peruwiańskich, tworząc coś w rodzaju
architektonicznej olimpiady.
Okoliczności byty jedyne w swoim rodzaju:
prezydent-architekt, gwiazdorska obsada i fundusze z ONZ. To było to:
ostatnia szansa, aby dowieść, że architektura może udzielić odpowiedzi na
problem latynoamerykańskich dzielnic nędzy Nigdy później tylu
znakomitych architektów nie pochylało się nad kwestią budownictwa
socjalnego.
PREVI zostało wymyślone przez brytyjskiego
architekta Petera Landa. To on wpadł na pomysł eksperymentalnego osiedla, które
- w odróżnieniu od wysokich bloków dominujących w pejzażu budownictwa
komunalnego lat 60. - byłoby obliczone na bardziej ludzką skalę. Zainspirowany
tradycyjnymi peruwiańskimi domami z dziedzińcem, wyobraził sobie skupisko
ciasno upakowane w gęste kolonie. Przewaga takich domów nad blokami polegała na
tym, że mieszkańcy mogli je rozbudowywać w miarę powiększania się rodziny. To
była jedna z lekcji barriadas: potencjał stopniowego wzrostu. PREVI pomyślano
więc jako formalne osiedle, które mogło rozrastać się nieformalnie. Turner nie
brał w tym udziału, lecz jego myśl, że obywatele powinni mieć wpływ na warunki,
w jakich żyją, wyraźnie przyświecała całej koncepcji.
Wydaje się, że Land miał szczęście znać
zarówno prezydenta Belaúnde, jak i prezesa Banku Mieszkaniowego, Luisa Ortiza
de Zevallosa. Obaj oni byli architektami, z którymi studiował na politechnice
w Limie. Entuzjastycznie poparli jego projekt i pociągnęli za wszelkie możliwe
sznurki, by zdobyć fundusze z ONZ. W 1968 roku zakończono przygotowania. W
październiku jednak miał miejsce wojskowy zamach stanu i Belaúnde został
obalony. Junta, która objęła władzę, o mało co nie wyrzuciła projektu PREVI do
kosza. Generałowie byli bardziej populistycznie nastawieni od obalonego
prezydenta i interesowała ich przede wszystkim rewolucja agrarna oraz
wywłaszczenie wielkich posiadaczy ziemskich. W oczach junty PREVI było po prostu kolejnym osiedlem
mieszkaniowym, lecz względu na wsparcie z ONZ eksperyment przetrwał.
W 1969 roku architekci przylecieli do Limy by
zapoznać się z barriadas i przygotować swe propozycje. Idea była taka.
że zwycięż projekt zostanie zrealizowany na skalę masowa. Jednak gdy w następnym roku trzeba było dokonać wyboru, jury wahało się. Listę Santiago
zawężono do trójki finalistów: japońskich metabolistów, szwajacarskiego Atelier 5 i Herberta Ohla z
Niemiec. W końcu postanowiono stworzyć projekt pilotażowy, by w praktyce
przetestować wszystkie zgłoszenia (oprócz założenia Ohla, które - o ironio -
okazało sie zbyt skomplikowane). Ów projekt składać się miał z blisko pięciuset
budynków; po okresie próbnym planowano powielić najlepszą propozycję w
tysiącach sztuk. Tyle że to nigdy nie nastąpiło.
Z tego też powodu wielu uważało PREVI za
porażkę. Wyobraźcie sobie inwestowanie w dwadzieścia cztery różne projekty i
metodv budowlane - niektóre z nich wymagały kosztownych prefabrykatów
betonowych - w nadziei, że koszty zostaną zrekompensowane przez oszczędności
wielkiej skali w przypadku standaryzacji schematu. PREVI stało się
ewenementem: laboratorium urbanistycznym zawierającym w sobie tyle pomysłów,
tak różnorodnych i elastycznych, że prawdopodobnie nie da się go powtórzyć.
By rozwiązać problem mieszkaniowy, rząd
sięgnął ostatecznie po dużo prostsze środki. Na przedmieściach takich jak Villa
El Salvador podjęto próbę uporządkowania slumsów poprzez nakreślenie granic
działek kredą, by ludzie mogli po prostu żyć dalej - podejście, przy którym
wyrafinowanie PREVI zdaje się nieledwie dekadenckie. Ta ostatnia realizacja
była niestety słabo udokumentowana i ze względu na ówczesną izolację Peru nie
zyskała szerokiego rozgłosu. Wkrótce o niej zapomniano.
Gdy wchodzi się dziś na teren osiedla, trudno
zorientować się w jego skali. Po oddaniu go do użytku, w połowie lat 70., PREVI było
ściśle wydzielonym w przestrzeni zbiorowiskiem schludnych, białych modernistycznych domów otoczonych
przez pustynię. Dzisiejsza Lima zdążyła się rozrosnąć i trudno wyczuć, co
jeszcze należy do PREVI, a co już nie. Zwłaszcza że po czterdziestu latach
same budynki są praktycznie nie do rozpoznania.
Ulica wjazdowa biegnie wzdłuż boisk i placów
zabaw. Naprzeciwko stoi trzypiętrowa szkoła. Pierwotnie był to parterowy dom zaprojektowany przez Jamesa Stirlinga. Charakterystyczne okna w
kształcie okrętowych luków projektant miał później powtórzyć na siedlu
Southgate Estate w Runcorn pod Liverpoolem. Podstawowa jednostka miejska
Stirlinga to kwadratowy blok złożony z czterech domów z dziedzińcem. Chodziło
o to, żeby rozbudowywać się w górę, zostawiając dziedziniec otwarty na światło
i powietrze. Istnieje nawet ciekawy rysunek (autorstwa młodego asystenta
Stirlinga, Leona Kriera) pokazujący dom przekształcający się w coś w rodzaju
włoskiej willi z atrium. Nie trzeba chyba dodawać, że żaden z szesnastu
tutejszych domów nie wygląda w ten sposób. Każdy rozwijał się po swojemu i to
całkiem ładnie, z balkonami i szczytami, a w wielu przypadkach domy nawet
trzykrotnie powiększyły kubaturę.
Jeżeli okna Stirlinga da się jeszcze
wypatrzeć, to gdzie indziej w PREVI nie jest już tak łatwo. Można spędzić cały
dzień na ustalaniu, który dom przez kogo został zaprojektowany. „Czy to van Eyck,
czy też może Alexander?". Dziesięciolecia rozbudowy sprawiły, że zatarło
się wiele wskazówek. Pierwotne konstrukcje obrosły „warstwami geologicznymi":
dodatkowymi piętrami, dwuspadowymi dachami, zewnętrznymi klatkami schodowymi,
fasadami ze sztucznego marmuru, terakotowymi dachówkami i jaskrawymi kolorami.
Mentalne oczyszczanie domu z tego wszystkiego można nazwać rodzajem
archeologii.
Geniusz PREVI polegał na tym, że miejsce to
zaprojektowano jako platformę zmiany. Domy nie były końcem, ale początkiem.
Tworząc bazę do dalszego rozwoju, ucieleśniały jedną z podstawowych zasad barriadas,
mianowicie to, że dom jest procesem, a nie statycznym obiektem. Oczywiście istniała tradycja
modyfikowania modernistycznej architektury przez klasę robotniczą, o czym
dowiedział się niepocieszony Le Corbusier w Pessac, lecz nigdy nie była ona
procesem zamierzonym. Tutaj, nawet jeżeli niektórzy architekci próbowali determinować
to, jak ich dzieła będą się rozrastać, rozwój pozostawał istotą
całego pomysłu. To właśnie było potencjalnie rewolucyjne.
PREVI składa się z czterystu
sześćdziesięciu siedmiu domów zbudowanych na łącznym obszarze dwunastu
hektarów. Każda z dwudziestu czterech typologii zaaranżowana została w postaci
rzędu albo skupiska liczącego do dwudziestu jednostek. Kolejne „kwartały"
oddzielone są od siebie ulicą albo alejką. Jedna alejka poprowadzi was wzdłuż
domów Alexandra i wokół van Eycka, inna zacznie się na tyłach Correi i skręci
ku duńskiemu architektowi Knudowi Svenssonsowi. Jest to urbanistyka kolażowa,
niczym wystawa architektury, podczas której reprezentacje narodowe poproszono
o zaprojektowanie nie pawilonu, lecz ulicy w dzielnicy mieszkaniowej.
Idę dalej, kilka przecznic za kolonią
Stirlinga docieram do małego placyku otoczonego przez pół tuzina domów.
Ściany z betonowych prefabrykatów z charakterystycznymi „szwami"
wskazują, że to robota Svenssonsa. Właścicielka białego domu z błękitnymi wykończeniami
otwiera mi furtkę i prowadzi przez patio do wnętrza.
W1977 roku, kiedy Juana Mazoni ujrzała sufity
w swoim nowym domu, wiedziała, że przyszło jej zamieszkać w miejscu
szczególnym. Wchodzimy do dużego pokoju, pomalowanego na zieleń koloru piłki
tenisowej, czegoś w rodzaju jaskini Aladyna z miękkimi kanapami, koronkowymi
serwetami i lustrami w złoconych ramach. Z tym ciężkim wystrojem kontrastuje
kasetonowy betonowy sufit - czysty brutalizm z ujmującym dodatkiem w postaci
żyrandola. Oprowadzając mnie dalej, pani Mazoni z dumą prezentuje oryginalne
drzwi i detale. Dom posiada trzy - trzy! - patia, każde wychodzące na zamknięty
dziedziniec, przez co jasne i zarazem intymne. Mówi, że mieszkanie tu sprawia,
że czuje się uprzywilejowana. Ma gdzieś nawet zdjęcie z mężem i Svenssonsem. Obiecał
wrócić i pomóc im zbudować pokój nad salonem (by powtórzyć ten piękny kasetonowy
sufit). Wciąż czekają.
Państwo Mazoni to rzadki przypadek w PREVI. Są
za zachowaniem substancji, nie za ekspansją. Ponieważ syn wyprowadził się,
kiedy poszedł do wojska, nie musieli zamieniać tych patio na przestronne
sypialnie dla wnuków. Dlatego ich dom jest jednym z niewielu w
sąsiedztwie, który przetrwał w niemal niezmienionej formie.
Ten konkretny model planowano produkować
przemysłowo, a dziedzińców miało być tyle, żeby właściciele mogli rozbudowywać
się, nie tracąc światła ani powietrza. Każda typologia odzwierciedla jednak
zainteresowania danego architekta. Przed stworzeniem swojego projektu Christopher
Alexander, który zasłynął książką Język wzorców, przemieszkał dwa tygodnie w limańskim
slumsie. Był wnikliwym obserwatorem ludzkich zachowań, dzięki czemu odkrył, że
Peruwiańczycy lubią otwarte przestrzenie, które można podzielić zasłonami i
tworzyć tymczasowe pokoje. Zwiedzany przeze mnie dom, należący do mężczyzny,
który organizuje na dachu walki kogutów, zachował parter jako otwartą
przestrzeń, podczas gdy jadalnia uzyskała wyjście na tylny ogród.
Tymczasem Aldo van Eyck, zauważywszy, że
kobiety są sercem domu, umieścił pośrodku swojego planu kuchnię. Chciał również
ograniczyć możliwości rozbudowy. Kreślił więc trójkątne dziedzińce, zakładając,
że wizja trójkątnych pomieszczeń zniechęci ewentualnych inwestorów. Oczywiście
nie miał racji. Ani przestrzeń zewnętrzna, ani ortogonalne ściany nie będą
święte dla ośmioosobowej rodziny, która ma się właśnie powiększyć.
Każda rodzina z PREVI ma jakąś opowieść o
swoim domu. Mogą nie znać nazwiska architekta, ale wiedzą, który
międzynarodowy zespół zaprojektował ich budynek. Często
określają poszczególne typologie za pomocą klucza narodowego: ten a ten
mieszka w „Holendrze", a ktoś inny we „Francuzie". To taka forma
orientacji. Co więcej, rodziny mieszkające w danej kolonii łączy rodzaj
solidarności. Podczas mistrzostw świata w piłce nożnej (w których Peru rzadko występuje) będą kibicować reprezentacji tego kraju, z którego „pochodzi" ich dom. Czasem organizują własne turnieje na boiskuprzy wjeździe.
Stopień rozbudowy pozwala w pewnym sensie
ocenić sukces danego projektu. Z domami metabolistów - zaprojektowanymi przez
zespół w składzie: Kisho Kurokawa, Fumihiko Maki, Kiyonori Kikutake - czas
nie obszedł się zbyt łaskawie. Są długie, ale nieprzyjemnie wąskie, a większość
parterów została wynajęta pod lokale usługowe Sądząc po tanich pustakach, z
których zbudowano domy, trudno sobie wyobrazić, by miały ten sam budżet co
obszerne domy „atrialne" Stirlinga z ich ścianami z betonowych
prefabrykatów.
Na drugim końcu osiedla znajduje się grupa
domów, które przeszły nadzwyczajną transformację. Prototypy, zaprojektowane
przez francuski zespół pod kierownictwem Candilisa Josica Woodsa, przypominają
ziarna zamienione w popcorn. Jedno z tych gmaszysk roztacza wokół aurę
podmiejskiego dostojeństwa, która w tym kontekście wydaje się niemal
surrealistyczna. Ze swymi przyciemnianymi szybami i elementami rodem z hacjendy
dom ten pasowałby do Bel Air. Podobno mieszka tu generał.
Jeden z wielkich sukcesów PREVI polega właśnie
na tym, że ludzie nie wyprowadzili się stąd, gdy poprawiła się ich sytuacja
finansowa. Zostali, sprawiając, że osiedle mieszkaniowe przekształciło się w
rodzaj dzielnicy dla klasy średniej. Jest to zasada, którą Peter Land wyłożył
na samym początku: „niewielka działka posiadana na własność i zapewniający
prywatność funkcjonalny dom nabierają wartości w czasie i są podstawowym
budulcem »demokratycznej urbanistyki«".
PREVI nigdy nie było aż tak idealistyczne.
Funkcjonowało jako poligon doświadczalny dla prototypów, odpowiednik „menu
degustacyjnego". Poszczególne typologie z założenia nigdy nie miały być
połączone w taką patchworkową mozaikę. Ale i to ma swoje dobre strony, PREVI
uniknęło monokultury wynikającej z logiki standaryzacji, stając się
prawdopodobnie najbardziej urozmaiconym osiedlem socjalnym na
świecie. Jego nieprzewidywalność tworzy złudzenie organicznego
fragmentu miasta. Dzięki ulicom wyłączonym z ruchu kołowego panuje tu
spokojna i przyjazna atmosfera. Alejki wychodzą na niewielkie placyki z
ogrodami zaprojektowanymi przez van Eycka, z których jedne są zaniedbane, a
inne mają rozbrajający urok. Spotkana przypadkowo kobieta określa to miejsce
jako „labirynt kochanków". „Jest tu cała masa kryjówek dla
zakochanych", mówi. „Dla mnie też!" dodaje z błyskiem w oku
towarzyszący jej starszy mężczyzna.
Czterdzieści lat po budowie PREVI wciąż
istnieje pilna potrzeba kreatywnych rozwiązań urbanistycznych nakierowanych na
rzesze miejskich biednych w rozwijającym się świecie. Powinno się zapewnić
możliwość stworzenia niedrogich mieszkań skupionych w osiedlach na ludzką
skalę, łatwych do adaptacji i przyjaznych użytkownikowi. W tym kontekście
niezwykle wymowne wydaje się, że najważniejszym konkursem w dziedzinie
budownictwa mieszkaniowego ostatnich lat był wymyślony przez chińskiego
miliardera ekstrawagancki projekt Ordos 100, zlokalizowany na bezludnej
mongolskiej pustyni.
fragment,
źródło: Justin McGuirk, Radykalne miasta, tłum. Marcin Wawrzyńczak, wyd. Bęc Zmiana, Res Publica, Warszawa 2015.
świetne. rozumiem, że byłeś w Peru, widziałeś Previ?
OdpowiedzUsuńCzy czytałeś "źródło"? Ayn Rand?
osiedla, mogą podlegać urozmaiceniu, jeśli pozostawi się otwartą przestrzeń. ale i to wymaga odmiennego podejścia, bo przestrzeń przestrzeni nie równa. inaczej ja odczuwamy na pustyni, a inaczej w Polsce
Tomek
Widziałem to osiedle niedawno, rzeczywiście zapomniana sprawa, a szkoda ;/
OdpowiedzUsuń