25 mar 2011

Pojęcie przestrzeni

    Cokolwiek istnieje w zasięgu naszych zmysłów albo wyobrażeń, istnieć musi w przestrzeni rzeczywistej lub tylko urojonej. Nie ma sposobu odrzucenia jej wszechobecnego uczestnictwa w otaczającym nas świecie, nawet jeżeli uznamy ją, jak Vaihinger, za fikcję albo, tak jak Leibniz, za idealną koncepcję umysłu. Jest fenomenem niezbywalnym, ogarnia sobą wszystko, co potrafimy sobie pomyśleć, albowiem wszystko, co jest przedmiotem naszych postrzeżeń, za pośrednictwem zdarzeń zachodzących w oku i nerwie optycznym umiejscawia się w naszym mózgu, a ten jest cząstką fizycznego świata przestrzeni. Bertrand Russell twierdził nawet, że możemy widzieć i obserwować to, co zachodzi w naszych głowach, a nie możemy być świadkami ani obserwować żadnej innej rzeczy.
    Dla Demokryta przestrzeń była równoznaczna z pojęciem bytu. Wierzył, że świat jest połączeniem dwóch żywiołów: próżni i atomów. A chociaż przed nimi eleaci odrzucali w ogóle pojęcie próżni, uważając je za niebyt, on sam głosił w sposób paradoksalny, że 'byt nie istnieje bardziej od niebytu'. Przestrzeń nie wypełniona materią - czyli 'próżnia' - była dlań zjawiskiem równie realnym, jak substancja składająca się z atomów, które jego zdaniem pozostawać miały w nieustannym ruchu, a ten był możliwy tylko dzięki bezmiernej rozciągłości przestrzeni. Już w tym poglądzie można doszukać się genezy współczesnej nobilitacji przestrzeni jako podstawowego tworzywa formy architektonicznej.
    Platon natomiast dopatrywał się w strukturze przestrzeni form najprostszych - idealnych: utrzymywał, iż formy te panują we wszechświecie, na co wskazują przede wszystkim zjawiska kosmiczne, m.in. orbitalny ruch gwiazd, a to z kolei miało być dowodem istnienia w przestrzeni powszechnego, rozumnego ładu.
    Arystoteles był innego zdania: zamiast form przestrzennych uznawał przede wszystkim formy pojęciowe, a materię traktował jako kanwę, na której powstają wszelkie zjawiska w świecie, tzn. łańcuchy przyczynowo i celowo powiązanych zdarzeń. I tym razem dostrzec można odległe zapowiedzi współczesnych prądów w sztuce, choćby kubizmu, odkrycia zgeometryzowanych, 'czystych' form w architekturze, a ponadto - współczesnego organizowania przestrzeni jako 'funkcji przyczynowo i celowo powiązanych zdarzeń'.
    Niezmiernie inspirujące było spojrzenie pitagorejczyków na przestrzenną budowę świata. Ich wiara w matematyczny ład , zagłębianie się w tajniki przyrody i zjawisk fizycznych doprowadziły do przekonania, że przestrzeń kosmiczna wypełniona jest 'muzyką sfer', powstającą w wyniku ruchu orbitalnego gwiazd, podlegającego harmonijnym proporcjom. Doszukiwanie się muzycznych cech przestrzeni odezwie się w kilka tysięcy lat później, w czasach nowożytnych, m.in. w próbach porównywania architektury do 'skamieniałej muzyki', jakie czynił Goethe, a jeszcze przed nim Madame de Stael i Schelling. Znacznie później odnajdziemy reminiscencje tych związków w wypowiedziach F. L. Wrighta , a jeszcze wyraźniej u Augusta Perreta, dla którego najwyższym sprawdzianem piękna w projektowanych przez niego budowlach będzie ich 'śpiewność'. 'Trzeba rozśpiewać swoją fasadę' - było jego przykazaniem, które wpajał swoim uczniom i któremu starał się być posłuszny.
    Wróćmy jednak do dalszych, choćby tylko urywkowo omówionych dziejów pojęcia przestrzeni. Dzieje te, o czym wspominam na razie mimochodem, wykazują istnienie pewnych subtelnych związków między różnymi poglądami filozofów, fizyków czy biologów na istotę tego zjawiska i rozwojem sztuk plastycznych - 'sztuk przestrzeni'.
Fenomen przestrzeni raz po raz w ciągu dziejów myśli ludzkiej, m.in. w twórczości artystycznej wraca jako zjawisko fascynujące i mimo swej wszechobecności i powszedniości - zawsze pełne tajemnic.
    Kartezjusz usiłował zgłębić jedną z nich, a mianowicie podzielność substancji występujących w przestrzeni, utożsamiając tę właściwość z pojęciem rozciągłości. Wbrew starożytnym atomistom, przekonany był, że podzielność ta nie ma granic, głosił, iż najmniejsza cząstka rozciągła, jaka mogłaby istnieć w świecie, wciąż jeszcze może być podzielna, taka jest bowiem ze swej natury. To matematyczne pojęcie ciągłości nieskończenie gęstej jest jakby zapowiedzią dzisiejszych marzeń o uniwersalnej substancji materialnej - o budulcu idealnie jednorodnym i wszechstronnie doskonałym.
    Zastanawiając się nad niektórymi etapami przemian zachodzących w pojmowaniu i odczuwaniu żywiołu przestrzeni nie możemy pominąć Pascala. Dla niego żywioł ten był przerażającą otchłanią, wobec której czuł się nikłym pyłkiem, drobiną, 'trzciną' kruchą i wiotką, jakkolwiek 'trzciną myślącą'. To poczucie beznadziejności wobec przytłaczającej supremacji otaczającego świata, pojawi się w kilka stuleci później w filozofii optymistycznym poglądom, m.in. Diffurtha, który przestrzeń w całym jej bezmiarze uważa za żywioł życiodajny, przyjazny człowiekowi - antropogeniczny i niemal antropocentryczny.
    Centralna pozycja człowieka - owego 'dziecka Wszechświata' - poniekąd bliska wydaje się wierzeniom starożytnych, Ptolemeuszowej wizji świata, przedkopernikańskim wyobrażeniom scholastyków, dla których Człowiek i Ziemia były centralnymi punktami odniesienia.
    A przecież współczesna fizyka dopuszcza przyjęcie podobnej wersji pojmowania naszej pozycji w świecie, skoro nie ma w niej ani absolutnego czasu, ani absolutnej przestrzeni, ani też absolutnego ruchu, jak tego dowiódł Einstein, a wszystko zależy od umownych uwarunkowań przestrzennych.
    Te niekiedy przeciwstawne spojrzenie na fenomen przestrzeni znajdują swoje echa w sztukach plastycznych , wielorakich przemianach form architektonicznych, raz otwartych, łączących się z otoczeniem, innym razem zamkniętych, odciętych od niego, czy to w postaci atrialnych domów starożytnych Greków i Rzymian, klasztornych wirydarzy w Średniowieczu, później renesansowych cortile lub wreszcie w postaci spiralnie uformowanego wnętrza muzealnego według pomysłu F. L. Wrighta.
    Natomiast otwarte układy, na pozór paradoksalnie, bliskie są centralistycznemu pojmowaniu świata: trawestując Emersona, świat ten jest jakby nieskończenie wielkim okręgiem, którego 'centrum jest wszędzie, a obwód nigdzie', innymi słowy - jest bez granic otwarty, podczas gdy wszelkiej dążenia do ograniczenia go do zamykania przestrzeni, mogą być uważane za pewną formę obawy - pascalowskiej ucieczki przed jego bezmiarem.
    W tym, tylko fragmentarycznym, przeglądzie dociekań nad fenomenem przestrzeni - raz spekulatywnych, innym razem emocjonalnych lub empirycznych - warto jeszcze raz, choćby przelotnie, powrócić do niezmiernie śmiałych w tym zakresie i nieoczekiwanych myśli Leibniza. Nie odmawiał on zjawiskom przestrzennym cech realnych, cechy te jednak dostrzegał nie w formach substancjalnych, ale w ich postaci koncepcyjnej. Twierdził mianowicie, że każda substancja jest spoista - tworzy jedność, podczas gdy przestrzeń jest po prostu formą mnogości, nie można zatem zaliczać jej do kategorii zjawiska materialnych - jest bowiem tylko 'idealną koncepcją umysłu'.
    W gruncie rzeczy również dla Newtona, który choć uznawał istnienie przestrzeni względnej, empirycznej - 'praktycznej' - istniała ponad wszystko przestrzeń idealna, absolutna. Nie miała ona jednak właściwości materialnych - wbrew temu, co sądził Kartezjusz, który niemal utożsamiał ją z materią, kiedy twierdził, że ciała fizyczne nie posiadają realnie innych własności prócz przestrzennych. W takim rozumieniu również dla Berkeleya przestrzeń nie mogła 'istnieć'. Skoro nie była materialna, nie mogła być przedmiotem konkretnych doświadczeń. Nie wierzył również w jej ciągłość, ponieważ koncepcja wielkości nieskończenie małych ( a więc zapewniających płynne przechodzenie z jednego jej fragmentu w drugi) była, jego zdaniem, 'dziecinną pomyłką'. Był więc pod tym względem bliski Leibniza.
    Dla Kanta, podobnie jak dla Demokryta, którego wspomniałem na wstępie, przestrzeń była wyobrażeniem koniecznym, nie dającym się usunąć z myśli, niezależnych od wrażeń. Była jakby ' nieskończenie wielkim naczyniem bez ścian'. które zawsze istniało, a sama percepcja przestrzeni była dla niego zasadniczą siłą umysłu. Prawdziwym myślicielem, według Kanta, mógł być tylko ten, kto ów zmysł potrafił rozwinąć w sposób nieograniczony, pozwalający na maksymalną penetrację i obserwację nie tylko otaczających zjawisk, ale nawet pojęć matematycznych i wszelkich wyobrażeń. ten punkt widzenia będzie się zbliżał do wypowiedzi Einsteina na temat jego własnych asocjacji przestrzennych, związanych z procesami myślowymi w jego dociekaniach naukowych.




Bolesław Szmidt 'Ład przestrzeni'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz