Albowiem wraz z tronem stworzył Bóg tablicę ogromną, jak przestrzeń, jaką człek zdołałby pokonać w ciągu tysiąclecia. Tablica zaś owa wykonana była z najbielszej perły, jej krawędzie z rubinu, środek natomiast ze szmaragdu. Widniejące na niej pismo prawdziwe najczystszej było zaś świetlistości. Co dzień po stokroć spoglądał na nią Bóg, a przy każdym spojrzeniu stwarzał i niszczył, powoływał do istnienia i skazywał na zatratę [...] Wraz z ową tablicą stworzył Bóg pióro świetliste ku pisaniu, długością, tudzież szerokością, dorównujące odległości, jaką przemierzyć zdołałby człek w ciągu pięciuset lat. Stworzywszy pióro Bóg nakazał mu przystąpić do pisania. Spytało Go wtenczas pióro - „Cóż mam spisywać?”. Na co Bóg odrzekł - „Mądrość Mą i wszystko to, co stworzyłem od początku do końca tego świata spisywać będziesz”.
Liber scalae (Kitab al-mi'rag), rozdział XX.
Kopista Bartleby przynależy do konstelacji literackiej,
której gwiazdę polarną jest Akakiusz Akakiuszowicz („Tam, w tym przepisywaniu,
zwidywał mu się jakiś własny, urozmaicony i przyjemny świat. Na twarzy jego malowała
się rozkosz; niektóre litery były jego ulubienicami i gdy się dobierał do nich,
był po prostu nieswój"), tkwiącymi w samym środku bliźniaczymi
gwiazdami są Bouvard i Pecuchet („Dobra myśl żywiona
w sekrecie przez obu [...]: kopiować"), jaśniejącymi zaś na przeciwległym
krańcu dwoma białymi karłami Simon Tanner („bycie kopistą” to jedyna
tożsamość, do jakiej rości sobie pretensje) oraz książę Myszkin, potrafiący
naśladować dowolny charakter pisma; a którą okala, niczym wąski pas asteroidów, orszak anonimowych kancelistów Kafkowskich sądów. Istnieje wszelako inna
jeszcze, filozoficzna konstelacja Bartleby’ego, skrywająca całą tajemnicę
kształtu, jaki pierwsza ledwie wykreśla.
Kopista, albo o stworzeniu
1.1.
Jeden z bizantyńskich
leksykonów, znany pod tytułem Suda, przytacza
głosem Arystotelesa następującą dość osobliwą definicję: Aristoteles tes physeos grammateus
en ton kalamon apobrekhon eis noun,
„Arystoteles był kopistą natury, maczającym swe pióro w myśli”. Zdanie to bez
żadnego wyraźnego powoda przytacza w jednej z uwag do swego przekładu Edypa Sofoklesa Holderlin, drobną poprawką wywracając je jednak
na nice: „Arystoteles był kopistą natury, maczającym swe dobroczynne pióro (eunoun zamiast eis noun). Inną
jeszcze, zaczerpniętą od Kasjodora jego wersję odnotowuje Izydor z Sewilli w
swych Etymologiach:
Aristoteles, ąuando perihermenei- as scriptabat, calamum in mente tingebat („Pisząc traktat o interpretacji - Hermeneutykę, jedno z podstawowych poświęconych logice dzieł tworzących Organon - pióro zanurzał w umyśle”). W obu przypadkach sednem jest
nie tyle wywodzący się jeszcze ze starożytności obraz kopisty natury, ile samo
przyrównanie nous, myśli i umysłu, do kałamarza, w którym filozof macza swe
pióro. Atramentem zaś, kroplą mroku, jaką myśl znaczy swój ślad, okazuje się
ona sama.
Skąd wywodzi się owa definicja, odsłaniająca tę pierwszoplanową
dla zachodniej tradycji filozoficznej postać w skromnym odzieniu kopisty, myśl
zaś utożsamiająca, z osobliwym, przyznajmy, aktem pisania? W całym arystotelesowskim korpusie istnieje tylko jeden tekst zawierający nieco podobny
obraz, który natchnął być może Kasjodora oraz owego anonimowego autora do
utkania tego rodzaju metafory; nie należy on jednak do logicznego Organon, a do traktatu O duszy. Idzie
tutaj mianowicie o ustęp z Księgi III (430a, 1), w którym nous, rozum, (umysł, intelekt) bądź myśl w możności, przyrównany
zostaje przez Arystotelesa do tablicy, na której nic jeszcze nie odcisnęło
swego śladu; „jak na tablicy do pisania (grammateion),
na której nic aktualnie nie jest jeszcze zapisane. Tak właśnie ma się rzecz z nous”.
W IV wieku p.n.e. w Grecji kreślenie liter atramentem na
zwojach papirusu nie było jedyną dostępną metodą pisania, częściej nawet,
zwłaszcza na prywatny użytek, używano do tego celu rylca oraz tabliczek
pokrytych cienką warstewką wosku. Dotarłszy do kluczowego punktu swego
traktatu, do momentu, w którym roztrząsa naturę myślenia w możności oraz
sposoby przejścia myśli w akt poznania, do tego właśnie przedmiotu odwołuje się
Arystoteles, do takiej samej prawdopodobnie tabliczki, na której notował
wówczas swe przemyślenia. O wiele później, kiedy zapis sporządzany z pomocą
pióra oraz atramentu stał się powszechny, a arystotelesowska metafora mogła się
zdawać nieco już przestarzała, ktoś postanowił ją w końcu unowocześnić, nadając
jej nowy sens odnotowany w Księdze Suda.
1.2.
W zachodniej tradycji
filozoficznej metafora ta zrobiła zawrotną karierę. Oddając grammateion za pomocą wyrażenia tabula rasa,
pierwszy tłumacz traktatu O duszy na
łacinę zapoczątkował nowy etap w jej dziejach, wiodących z jednej strony do
„czystej karty” Lockea („Załóżmy zatem, że umysł jest, jak się to mówi, czystą
kartą, niezapisaną żadnymi znakami, że nie ma on idei”), z drugiej zaś do
niedorzecznego, funkcjonującego w języku włoskim wyrażenia far tabula rasa [wyrażenia oznaczającego „uprzątnąć”, „ogołocić”, „usunąć”, „wykończyć”, „oczyścić” bądź „wyrugować”]. Metafora ta była jednak dotknięta pewną dwuznacznością, która przyczyniła się, bez wątpienia, do jej zawrotnego sukcesu. Na co zwrócił uwagę już Aleksander z Afrodyzji, Filozof miał z pewnością na myśli nie tyle grammateion, ile, ściślej, jego epitedeiotes, cieniutką warstewkę pokrywającego ją miękkiego wosku, na której rylcem można było kreślić znaki (w terminach łacińskich tłumaczy się ją nie tyle jako tabula rasa, ile rasura tabulae). Spostrzeżenie to, ze szczególnych powodów ważkie dla Aleksandra, okazuje się jednak nader trafne, trudność bowiem, z jaką starał się uporać Arystoteles za pomocą metafory tablicy, jest w istocie problemem czystej możności myślenia oraz uchwycenia jego aktualizacji. Gdyby bowiem myśl przybierała jakąś z góry określoną formę, gdyby od swego zarania była czymś (niczym tabliczka do pisania), to z konieczności przejawiałaby się w dającym się poznać przedmiocie, a tym samym stawała na przeszkodzie możliwości jego poznania. Dlatego Arystoteles przezornie nie omieszkał uściślić, że „nous nie może mieć żadnej innej natury prócz bycia możnością [...] i nie jest w akcie żadną z istniejących rzeczywistości, zanim ją pomyśli” (O duszy, 429a, 21-22).
Umysł jest zatem nie rzeczą, a byciem czystej możności, zaś metafora tablicy do pisania, na której nic jeszcze nie odcisnęło swego śladu, służy właśnie ukazaniu owego sposobu istnienia czystej możności. Wszelako każda możność istnienia i działania jest zawsze dla Arystotelesa zarazem możnością nieistnienia i niedziałania (dynamis me einai, me energein), bez której możność zawsze już przechodziłaby w akt i była z nim tożsama (wedle tezy Megarejczyków, odrzuconej wprost przez Arystotelesa w Księdze IX Metafizyki). Owa „możność nie” jest najgłębiej skrywanym sekretem arystotelesowskiej doktryny możności, w której każdą możność obraca się samorzutnie w niemożność (tou autou kai kata to auto pasa dynamis adynamia: „wszelka możność jest tego samego i w stosunku do tego samego niemożnością” - Metafizyka, 1046a, 32). Wzorem architekta zachowującego zdolność projektowania budowli nawet wówczas, gdy nie wciela jej w działanie, oraz wirtuoza cytry, który nie wyzbywa się umiejętności gry na swym instrumencie, nawet jeśli na nim nie gra, myśl istnieje jako możność myślenia oraz niemyślenia, niczym pokryta woskiem tabliczka, na której nic nie zostało jeszcze zapisane (rozum potencjalny u średniowiecznych filozofów). I niczym warstewka miękkiego wosku poddająca się rylcowi skryby odciskającemu na niej swój ślad, możność myślenia, która sama w sobie jest niczym, pozwala ziścić się aktowi poznania.
Świetnie przygotowany materiał!
OdpowiedzUsuńBardzo rzeczowy i przede wszystkim na temat.
OdpowiedzUsuń