15 maj 2016

JUSTIN MCGUIRK - RADYKALNE MIASTA (2014)

PREVI
 
    Na północnych przedmieściach Limy znajduje się osiedle mieszka­niowe, które być może odmieniło oblicze miast w krajach rozwijają­cych się. Jego mieszkańcy czują się uprzywilejowani, że tu żyją, ale nie zdają sobie sprawy, że mają do czynienia z ostatnim wielkim eks­perymentem w dziedzinie budownictwa społecznego. Przejeżdżając tamtędy teraz, można nie zwrócić na nie uwagi. A jednak Proyec­to Experimental de Vivienda [Eksperymentalny Projekt Mieszkal­ny] - w skrócie PREVI - ma radykalny rodowód. Pracowali nad nim jedni z najlepszych architektów epoki. Dzisiaj pozostaje niemal za­pomniane. 

    W1966 roku prezydent Fernando Belaúnde, były architekt, ogło­sił międzynarodowy konkurs mający na celu rozwiązanie problemu mieszkaniowego w Limie. Lista uczestników brzmi jak spis ówczes­nej awangardy: James Stirling, Aldo van Eyck, metaboliści, Charles Correa, Christopher Alexander, Candilis Josic Woods. To tylko ci nasławniejsi. Do konkursu stanęło trzynaście zespołów międzynaro­dowych i trzynaście peruwiańskich, tworząc coś w rodzaju archi­tektonicznej olimpiady.
     Okoliczności byty jedyne w swoim rodzaju: prezydent-architekt, gwiazdorska obsada i fundusze z ONZ. To było to: ostatnia szansa, aby dowieść, że architektura może udzielić odpowiedzi na problem latynoamerykańskich dzielnic nędzy Nigdy później tylu znakomitych architektów nie pochylało się nad kwestią budownictwa socjalnego.
    PREVI zostało wymyślone przez brytyjskiego architekta Petera Landa. To on wpadł na pomysł eksperymentalnego osiedla, któ­re - w odróżnieniu od wysokich bloków dominujących w pejzażu budownictwa komunalnego lat 60. - byłoby obliczone na bardziej ludzką skalę. Zainspirowany tradycyjnymi peruwiańskimi domami z dziedzińcem, wyobraził sobie skupisko ciasno upakowane w gęste kolonie. Przewaga takich domów nad blokami polegała na tym, że mieszkańcy mogli je rozbudowywać w miarę powiększania się ro­dziny. To była jedna z lekcji barriadas: potencjał stopniowego wzro­stu. PREVI pomyślano więc jako formalne osiedle, które mogło roz­rastać się nieformalnie. Turner nie brał w tym udziału, lecz jego myśl, że obywatele powinni mieć wpływ na warunki, w jakich żyją, wy­raźnie przyświecała całej koncepcji.
    Wydaje się, że Land miał szczęście znać zarówno prezydenta Belaúnde, jak i prezesa Banku Mieszkaniowego, Luisa Ortiza de Zevallosa. Obaj oni byli architektami, z którymi studiował na politech­nice w Limie. Entuzjastycznie poparli jego projekt i pociągnęli za wszelkie możliwe sznurki, by zdobyć fundusze z ONZ. W 1968 ro­ku zakończono przygotowania. W październiku jednak miał miej­sce wojskowy zamach stanu i Belaúnde został obalony. Junta, któ­ra objęła władzę, o mało co nie wyrzuciła projektu PREVI do kosza. Generałowie byli bardziej populistycznie nastawieni od obalonego prezydenta i interesowała ich przede wszystkim rewolucja agrarna oraz wywłaszczenie wielkich posiadaczy ziemskich. W oczach junty PREVI było po prostu kolejnym osiedlem mieszkaniowym, lecz względu na wsparcie z ONZ eksperyment przetrwał.
    W 1969 roku architekci przylecieli do Limy by zapoznać się z barriadas i przygotować swe propozycje. Idea była taka. że zwycięż projekt zostanie zrealizowany na skalę masowa. Jednak gdy w następnym roku trzeba było dokonać wyboru, jury wahało się. Listę Santiago zawężono do trójki finalistów: japońskich metabolistów, szwajacarskiego Atelier 5 i Herberta Ohla z Niemiec. W końcu postanowiono stworzyć projekt pilotażowy, by w praktyce przetestować wszyst­kie zgłoszenia (oprócz założenia Ohla, które - o ironio - okazało sie zbyt skomplikowane). Ów projekt składać się miał z blisko pięciuset budynków; po okresie próbnym planowano powielić najlepszą pro­pozycję w tysiącach sztuk. Tyle że to nigdy nie nastąpiło.
    Z tego też powodu wielu uważało PREVI za porażkę. Wyobraźcie sobie inwestowanie w dwadzieścia cztery różne projekty i metodv budowlane - niektóre z nich wymagały kosztownych prefabryka­tów betonowych - w nadziei, że koszty zostaną zrekompensowane przez oszczędności wielkiej skali w przypadku standaryzacji sche­matu. PREVI stało się ewenementem: laboratorium urbanistycznym zawierającym w sobie tyle pomysłów, tak różnorodnych i elastycz­nych, że prawdopodobnie nie da się go powtórzyć.
    By rozwiązać problem mieszkaniowy, rząd sięgnął ostatecznie po dużo prostsze środki. Na przedmieściach takich jak Villa El Sal­vador podjęto próbę uporządkowania slumsów poprzez nakreślenie granic działek kredą, by ludzie mogli po prostu żyć dalej - podejście, przy którym wyrafinowanie PREVI zdaje się nieledwie dekadenc­kie. Ta ostatnia realizacja była niestety słabo udokumentowana i ze względu na ówczesną izolację Peru nie zyskała szerokiego rozgłosu. Wkrótce o niej zapomniano.
    Gdy wchodzi się dziś na teren osiedla, trudno zorientować się w jego skali. Po oddaniu go do użytku, w połowie lat 70., PREVI by­ło ściśle wydzielonym w przestrzeni zbiorowiskiem schludnych, białych modernistycznych domów otoczonych przez pustynię. Dzi­siejsza Lima zdążyła się rozrosnąć i trudno wyczuć, co jeszcze nale­ży do PREVI, a co już nie. Zwłaszcza że po czterdziestu latach same budynki są praktycznie nie do rozpoznania.     
    Ulica wjazdowa biegnie wzdłuż boisk i placów zabaw. Naprze­ciwko stoi trzypiętrowa szkoła. Pierwotnie był to parterowy dom zaprojektowany przez Jamesa Stirlinga. Charakterystyczne okna w kształcie okrętowych luków projektant miał później powtórzyć na siedlu Southgate Estate w Runcorn pod Liverpoolem. Podstawo­wa jednostka miejska Stirlinga to kwadratowy blok złożony z czte­rech domów z dziedzińcem. Chodziło o to, żeby rozbudowywać się w górę, zostawiając dziedziniec otwarty na światło i powietrze. Ist­nieje nawet ciekawy rysunek (autorstwa młodego asystenta Stirlinga, Leona Kriera) pokazujący dom przekształcający się w coś w rodzaju włoskiej willi z atrium. Nie trzeba chyba dodawać, że żaden z szesna­stu tutejszych domów nie wygląda w ten sposób. Każdy rozwijał się po swojemu i to całkiem ładnie, z balkonami i szczytami, a w wielu przypadkach domy nawet trzykrotnie powiększyły kubaturę.
    Jeżeli okna Stirlinga da się jeszcze wypatrzeć, to gdzie indziej w PREVI nie jest już tak łatwo. Można spędzić cały dzień na ustala­niu, który dom przez kogo został zaprojektowany. „Czy to van Eyck, czy też może Alexander?". Dziesięciolecia rozbudowy sprawiły, że zatarło się wiele wskazówek. Pierwotne konstrukcje obrosły „war­stwami geologicznymi": dodatkowymi piętrami, dwuspadowymi dachami, zewnętrznymi klatkami schodowymi, fasadami ze sztucz­nego marmuru, terakotowymi dachówkami i jaskrawymi kolorami. Mentalne oczyszczanie domu z tego wszystkiego można nazwać ro­dzajem archeologii.
    Geniusz PREVI polegał na tym, że miejsce to zaprojektowano jako platformę zmiany. Domy nie były końcem, ale początkiem. Tworząc bazę do dalszego rozwoju, ucieleśniały jedną z podstawowych za­sad barriadas, mianowicie to, że dom jest procesem, a nie statycznym obiektem. Oczywiście istniała tradycja modyfikowania modernistycz­nej architektury przez klasę robotniczą, o czym dowiedział się niepo­cieszony Le Corbusier w Pessac, lecz nigdy nie była ona procesem zamierzonym. Tutaj, nawet jeżeli niektórzy architekci próbowali de­terminować to, jak ich dzieła będą się rozrastać, rozwój pozostawał istotą całego pomysłu. To właśnie było potencjalnie rewolucyjne.
    PREVI składa się z czterystu sześćdziesięciu siedmiu domów zbudowanych na łącznym obszarze dwunastu hektarów. Każda z dwu­dziestu czterech typologii zaaranżowana została w postaci rzędu albo skupiska liczącego do dwudziestu jednostek. Kolejne „kwarta­ły" oddzielone są od siebie ulicą albo alejką. Jedna alejka poprowa­dzi was wzdłuż domów Alexandra i wokół van Eycka, inna zacznie się na tyłach Correi i skręci ku duńskiemu architektowi Knudowi Svenssonsowi. Jest to urbanistyka kolażowa, niczym wystawa ar­chitektury, podczas której reprezentacje narodowe poproszono o za­projektowanie nie pawilonu, lecz ulicy w dzielnicy mieszkaniowej.
    Idę dalej, kilka przecznic za kolonią Stirlinga docieram do małego placyku otoczonego przez pół tuzina domów. Ściany z betono­wych prefabrykatów z charakterystycznymi „szwami" wskazują, że to robota Svenssonsa. Właścicielka białego domu z błękitnymi wy­kończeniami otwiera mi furtkę i prowadzi przez patio do wnętrza.
    W1977 roku, kiedy Juana Mazoni ujrzała sufity w swoim nowym domu, wiedziała, że przyszło jej zamieszkać w miejscu szczególnym. Wchodzimy do dużego pokoju, pomalowanego na zieleń koloru pił­ki tenisowej, czegoś w rodzaju jaskini Aladyna z miękkimi kanapa­mi, koronkowymi serwetami i lustrami w złoconych ramach. Z tym ciężkim wystrojem kontrastuje kasetonowy betonowy sufit - czy­sty brutalizm z ujmującym dodatkiem w postaci żyrandola. Opro­wadzając mnie dalej, pani Mazoni z dumą prezentuje oryginalne drzwi i detale. Dom posiada trzy - trzy! - patia, każde wychodzące na zamknięty dziedziniec, przez co jasne i zarazem intymne. Mówi, że mieszkanie tu sprawia, że czuje się uprzywilejowana. Ma gdzieś nawet zdjęcie z mężem i Svenssonsem. Obiecał wrócić i pomóc im zbudować pokój nad salonem (by powtórzyć ten piękny kasetono­wy sufit). Wciąż czekają.
    Państwo Mazoni to rzadki przypadek w PREVI. Są za zachowaniem substancji, nie za ekspansją. Ponieważ syn wyprowadził się, kiedy poszedł do wojska, nie musieli zamieniać tych patio na przestronne sypialnie dla wnuków. Dlatego ich dom jest jednym z niewielu w sąsiedztwie, który przetrwał w niemal niezmienionej formie.
    Ten konkretny model planowano produkować przemysłowo, a dziedzińców miało być tyle, żeby właściciele mogli rozbudowy­wać się, nie tracąc światła ani powietrza. Każda typologia odzwier­ciedla jednak zainteresowania danego architekta. Przed stworzeniem swojego projektu Christopher Alexander, który zasłynął książką Ję­zyk wzorców, przemieszkał dwa tygodnie w limańskim slumsie. Był wnikliwym obserwatorem ludzkich zachowań, dzięki czemu odkrył, że Peruwiańczycy lubią otwarte przestrzenie, które można podzie­lić zasłonami i tworzyć tymczasowe pokoje. Zwiedzany przeze mnie dom, należący do mężczyzny, który organizuje na dachu walki ko­gutów, zachował parter jako otwartą przestrzeń, podczas gdy jadal­nia uzyskała wyjście na tylny ogród.
    Tymczasem Aldo van Eyck, zauważywszy, że kobiety są sercem domu, umieścił pośrodku swojego planu kuchnię. Chciał również ograniczyć możliwości rozbudowy. Kreślił więc trójkątne dziedzińce, zakładając, że wizja trójkątnych pomieszczeń zniechęci ewentualnych inwestorów. Oczywiście nie miał racji. Ani przestrzeń zewnętrzna, ani ortogonalne ściany nie będą święte dla ośmioosobowej rodziny, która ma się właśnie powiększyć.
    Każda rodzina z PREVI ma jakąś opowieść o swoim domu. Mo­gą nie znać nazwiska architekta, ale wiedzą, który międzynarodowy zespół zaprojektował ich budynek. Często określają poszczególne ty­pologie za pomocą klucza narodowego: ten a ten mieszka w „Holen­drze", a ktoś inny we „Francuzie". To taka forma orientacji. Co więcej, rodziny mieszkające w danej kolonii łączy rodzaj solidarności. Podczas mistrzostw świata w piłce nożnej (w których Peru rzadko występuje) będą kibicować reprezentacji tego kraju, z którego „pochodzi" ich dom. Czasem organizują własne turnieje na boiskuprzy wjeździe.
    Stopień rozbudowy pozwala w pewnym sensie ocenić sukces da­nego projektu. Z domami metabolistów - zaprojektowanymi przez zespół w składzie: Kisho Kurokawa, Fumihiko Maki, Kiyonori Kikutake - czas nie obszedł się zbyt łaskawie. Są długie, ale nieprzyjemnie wąskie, a większość parterów została wynajęta pod lokale usługowe Sądząc po tanich pustakach, z których zbudowano domy, trudno so­bie wyobrazić, by miały ten sam budżet co obszerne domy „atrialne" Stirlinga z ich ścianami z betonowych prefabrykatów.
    Na drugim końcu osiedla znajduje się grupa domów, które prze­szły nadzwyczajną transformację. Prototypy, zaprojektowane przez francuski zespół pod kierownictwem Candilisa Josica Woodsa, przy­pominają ziarna zamienione w popcorn. Jedno z tych gmaszysk roz­tacza wokół aurę podmiejskiego dostojeństwa, która w tym kontekś­cie wydaje się niemal surrealistyczna. Ze swymi przyciemnianymi szybami i elementami rodem z hacjendy dom ten pasowałby do Bel Air. Podobno mieszka tu generał.
    Jeden z wielkich sukcesów PREVI polega właśnie na tym, że lu­dzie nie wyprowadzili się stąd, gdy poprawiła się ich sytuacja finan­sowa. Zostali, sprawiając, że osiedle mieszkaniowe przekształciło się w rodzaj dzielnicy dla klasy średniej. Jest to zasada, którą Peter Land wyłożył na samym początku: „niewielka działka posiadana na własność i zapewniający prywatność funkcjonalny dom nabie­rają wartości w czasie i są podstawowym budulcem »demokratycz­nej urbanistyki«".
    PREVI nigdy nie było aż tak idealistyczne. Funkcjonowało jako poligon doświadczalny dla prototypów, odpowiednik „menu degustacyjnego". Poszczególne typologie z założenia nigdy nie miały być połączone w taką patchworkową mozaikę. Ale i to ma swoje dobre strony, PREVI uniknęło monokultury wynikającej z logiki standary­zacji, stając się prawdopodobnie najbardziej urozmaiconym osiedlem socjalnym na świecie. Jego nieprzewidywalność tworzy złudzenie organicznego fragmentu miasta. Dzięki ulicom wyłączonym z ruchu kołowego panuje tu spokojna i przyjazna atmosfera. Alejki wychodzą na niewielkie placyki z ogrodami zaprojektowanymi przez van Eycka, z których jedne są zaniedbane, a inne mają rozbrajający urok. Spo­tkana przypadkowo kobieta określa to miejsce jako „labirynt kochan­ków". „Jest tu cała masa kryjówek dla zakochanych", mówi. „Dla mnie też!" dodaje z błyskiem w oku towarzyszący jej starszy mężczyzna.
    Czterdzieści lat po budowie PREVI wciąż istnieje pilna potrze­ba kreatywnych rozwiązań urbanistycznych nakierowanych na rze­sze miejskich biednych w rozwijającym się świecie. Powinno się zapewnić możliwość stworzenia niedrogich mieszkań skupionych w osiedlach na ludzką skalę, łatwych do adaptacji i przyjaznych użyt­kownikowi. W tym kontekście niezwykle wymowne wydaje się, że najważniejszym konkursem w dziedzinie budownictwa mieszka­niowego ostatnich lat był wymyślony przez chińskiego miliarde­ra ekstrawagancki projekt Ordos 100, zlokalizowany na bezludnej mongolskiej pustyni.
                              


fragment,
źródło: Justin McGuirk, Radykalne miasta, tłum. Marcin Wawrzyńczak, wyd. Bęc Zmiana, Res Publica, Warszawa 2015.
 

2 komentarze:

  1. świetne. rozumiem, że byłeś w Peru, widziałeś Previ?
    Czy czytałeś "źródło"? Ayn Rand?

    osiedla, mogą podlegać urozmaiceniu, jeśli pozostawi się otwartą przestrzeń. ale i to wymaga odmiennego podejścia, bo przestrzeń przestrzeni nie równa. inaczej ja odczuwamy na pustyni, a inaczej w Polsce

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałem to osiedle niedawno, rzeczywiście zapomniana sprawa, a szkoda ;/

    OdpowiedzUsuń