8 paź 2011

JAN GEHL - ŻYCIE MIĘDZY BUDYNKAMI (1971)

    Życie między budynkami jest potencjalnie procesem samowzmacniającym się. Gdy ktoś zaczyna coś robić, pojawia się wyraźna tendencja do przyłączania się innych — albo dla wzięcia udziału, albo tylko dla doświadczania tego, co robią inni. W ten sposób ludzie i wydarzenia mogą wpływać na siebie i stymulować się. Kiedy zacznie się ten proces, całkowita aktywność jest prawie zawsze większa i bardziej złożona niż suma początkowo zaangażowanych działalności składowych.
    W domu wydarzenia i członkowie rodziny przemieszczają się z po­koju do pokoju, w miarę zmiany centrum aktywności. Gdy pracuje się w kuchni, dzieci bawią się na kuchennej podłodze i tak dalej.

    W ogródkach zabaw zauważyć można, że, porównywalnie, także zabawy się wzmacniają. Jeśli jakieś dzieci zaczynają się bawić, inne są zainspirowane, aby wyjść i dołączyć się do gier, a mała grupa może szybko urosnąć. Zaczął się proces.
    W domenie publicznej zauważyć można podobne wzory zachowań. Jeśli jest wiele osób albo gdy coś się dzieje, jest tendencja do grupowa­nia się większej ilości ludzi i wydarzeń, a aktywność rośnie zarówno w sensie zakresu, jak i trwania.
    Holenderski architekt Frank van Klingeren, który świadomie dzia­łał, łącząc i mieszając różne rodzaje aktywności miejskiej w centrach miast, takich jak Dronten i Eindhoven w Holandii, zaobserwował, jak wzrósł cały poziom aktywności w tych miastach jako konsekwen­cja takiego samowzmacniającego się procesu.
    Van Klingeren podsumował swe doświadczenia aktywności w mia­stach w formule „jeden plus jeden równa się co najmniej trzy".
   Uderzającą ilustrację tej zasady znaleziono, studiując wzory zabaw dziecięcych na terenach zabudowy złożonej z domów jednorodzinnych i szeregowych w Danii. Na terenach zabudowy szerego­wej „gęstość" dzieci na akr [0,404 hektara] była dwukrotnie wyższa niż na bardziej rozproszonych terenach domów wolno stojących.
   W obszarach o podwójnej liczbie dzieci odkryto czterokrotnie wyższy poziom aktywności w dziedzinie zabawy.
      Coś się dzieje, bo coś się dzieje, bo coś się dzieje.
    To, że życie między budynkami jest procesem samowzmacniającym się pomaga też wyjaśnić, dlaczego wiele nowych osiedli mieszkanio­wych jest tak pozbawionych życia i pustych. Na pewno wiele rzeczy się tam dzieje, ale zarówno ludzie, jak i wydarzenia są tak rozciągnięte w czasie i przestrzeni, że poszczególne aktywności niemal nigdy nie mają szansy, by zrosnąć się w większe, bardziej znaczące i inspirujące sekwencje wydarzeń. Proces staje się negatywny: nic się nie dzieje, bo nic się nie dzieje.
    Dzieci raczej siedzą w domu i oglądają telewizję, bo na zewnątrz jest tak nudno. Ludzie starsi nie uważają, że siedzenie na ławkach jest szczególnie zajmujące, bo nie ma prawie nic, na co można by popa­trzeć. A kiedy bawi się tylko kilkoro dzieci, niewiele osób siedzi na ławkach i niewiele przechodzi, wyglądanie z okien nie jest za bardzo interesujące. Nie ma na co patrzeć.
  Ten negatywny proces, w którym życie między budynkami zostaje drastycznie zredukowane, ponieważ różne działalności nie mogą się nawzajem stymulować i wspierać, zauważyć można, jak wspomniano, na wielu terenach podmiejskich, gdzie istnieje krańcowe rozproszenie wydarzeń.
    Porównywalne negatywne procesy zaczynają się w związku z re­nowacją starych dzielnic miast, w których parkingi wielopoziomowe, stacje benzynowe, duże instytucje finansowe itd. przyczyniają się do zmniejszenia ilości ludzi oraz wydarzeń. Naturalny poziom aktywności na ulicach, to jest działań związanych z życiem codziennym mieszkańców, spada, ponieważ zmniejsza się ich ilość, a środowisko uliczne podupada. Ulica przybiera charakter opustoszałej ziemi niczyjej, gdzie nikt nie chce przebywać.
    Dezintegracja przestrzeni mieszkalnych i stopniowa transformacja terenów ulicznych w obszar, który nikogo nie interesuje to ważny czynnik przyczyniający się do wandalizmu i przestępczości na ulicach.
    Ten rozwój sytuacji znaleźć można, w zastraszającym stopniu w wielu dużych miastach amerykańskich. Opisany został przez Jane Jacobs w jej książce pt. „The Death and Life of Great American Cities", co rozwinął Oscar Newman w książce „Defensible Space". Porównywalne procesy występują w niemal wszystkich dużych mia­stach europejskich.
    Gdy przestępczość lub strach staną się problemem, wszyscy unikają ulic — mając po temu słuszne powody. Błędne koło się zamyka.
    W związku z wysiłkami na rzecz stworzenia szansy dla procesów pozytywnych ważne jest, by odnotować, że życie między budynkami, ludzie i wydarzenia, które można zaobserwować w danej przestrzeni, są produktem ilości i czasu trwania poszczególnych wydarzeń. Liczy się nie ilość ludzi i wydarzeń, lecz raczej ilość minut spędzonych na powietrzu. 
    Poniższy przykład ilustruje tę zależność. Jeśli 3 osoby pozostaną przed swymi domami przez 60 minut, w ca­łym tym czasie 3 osoby obecne są w przestrzeni. Jeśli z kolei każda z 30 osób pozostanie przed swym domem przez 6 minut, to poziom aktyw­ności — cały czas spędzony na zewnątrz — jest ten sam (30 x 6 = 180 minut). W rozpatrywanym okresie nadal pozostawać będą w przestrze­ni przeciętnie 3 osoby.
    Ani ilość osób, ani wydarzeń, sama w sobie, nie daje zatem praw­dziwego wskaźnika poziomu aktywności na danym terenie, ponieważ prawdziwa aktywność, życie między budynkami, jakiego doświadcza­my, jest również kwestią długości pobytów na wolnym powietrzu. Im­plikuje to, że wysoki poziom aktywności na danym obszarze można stymulować zarówno przez zadbanie o to, aby więcej ludzi korzystało z publicznych przestrzeni, jak i przez zachęcanie do dłuższego indywi­dualnego przebywania na powietrzu, poza domem.
     Jeśli zredukuje się prędkość ruchu z 60 do 6 kilometrów na godzinę, to ilość ludzi na ulicach będzie wydawać się 10 razy większa, ponieważ każda osoba pozostawać będzie w zasięgu wzroku 10 razy dłużej.
    To podstawowy powód dla godnego odnotowania poziomu aktyw­ności w miastach pieszych, takich jak Dubrownik czy Wenecja. Gdy cały ruch jest powolny, już tylko z tego jednego powodu istnieje życie na ulicach, w przeciwieństwie do tego, co znajdujemy w miastach dla samochodów, gdzie prędkość poruszania się automatycznie redukuje poziom aktywności.
   To, czy ludzie poruszają się na piechotę czy samochodami i czy sa­mochody zaparkowane są 5, 100 czy 200 metrów od drzwi wejścio­wych — to czynniki determinujące aktywność i możliwość spotkania z sąsiadami.
    Im dalej od drzwi zaparkowane są samochody, tym więcej zdarzy się na danym terenie, ponieważ wolny ruch oznacza żywe miasta.
   Trwanie wszystkich funkcji w domenie publicznej wpływa porówny­walnie na poziom aktywności.
   Jeśli ludzie mają ochotę pozostawać w przestrzeniach publicz­nych przez długi czas, kilka osób i kilka wydarzeń może spowodować znaczny wzrost poziomu aktywności.
Jeśli poprawią się okazje do zaistnienia aktywności na wolnym po­wietrzu na tyle, by przeciętny czas tam spędzany wzrósł z 10 do 20 minut, poziom aktywności na danym obszarze podwoi się.
    W porównaniu z czasem zużytym na transport długość pobytu jest czynnikiem o wiele ważniejszym w omawianym kontekście.
   Podczas gdy zamiana z ruchu samochodowego na ruch pieszy zwiększy przeciętne trwanie każdej „podróży" na danym obszarze o, powiedzmy, 2 minuty, wzrost długości pobytów na wolnym powie­trzu z 10 do 20 minut będzie miał efekt 5 razy większy.
Nawet bardziej niż w przypadku wolnego ruchu prawdziwe jest tu twierdzenie, że dłuższe pobyty na wolnym powietrzu oznaczają żywe tereny mieszkalne i przestrzenie miejskie.
    To połączenie — trwanie, które jest równie ważne, jak ilość wyda­rzeń — tłumaczy w dużej mierze, dlaczego jest tak mało aktywności na wielu nowych osiedlach mieszkaniowych, takich jak osiedla wielo­kondygnacyjne, gdzie de facto mieszka wielu ludzi. Mieszkańcy przy­chodzą i odchodzą w wielkich ilościach, ale często mają tylko mierne możliwości, by spędzić dłuższy czas na wolnym powietrzu, poza do­mem. Nie ma naprawdę żadnych miejsc, gdzie można by przebywać, nie ma nic do roboty. Stąd też pobyty na zewnątrz stają się krótkie, a poziom aktywności jest porównywalnie niski.
    Domy szeregowe z małymi podwórkami mogą mieć znacznie mniej mieszkańców, ale o wiele więcej aktywności wokół siebie, ponieważ czas spędzany przez mieszkańca na wolnym powietrzu jest generalnie o wiele dłuższy.
    Wykazany związek pomiędzy życiem ulicznym (ilością ludzi i wy­darzeniami) a czasem spędzonym na powietrzu zapewnia jeden z naj­ważniejszych kluczy do rozwiązania problemu poprawy warunków do życia między budynkami w istniejących i nowych dzielnicach miesz­kaniowych — a mianowicie poprzez poprawę warunków do przeby­wania na wolnym powietrzu, poza domem.


fragment,
tłum. Marta A. Urbańska
źródło: Gehl Jan 'Życie między budynkami', wyd. RAM, Kraków, 2009 (fragment użyty w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz