17 gru 2011

Ben van Berkel, Caroline Bos- 'Niepoprawni Wizjonerzy'

    Od czasu, gdy Howard Roark wysadził swój projekt w powietrze, gdyż nie dorastał do jego wizji, postać współczesnego architekta została skojarzona z postacią przestępcy. Jednak ów melodramatyczny czyn sugeruje, że występne działania architekta koncentrują się wokół integralności dzieła i jego wizji. W rzeczywistości to właśnie ona jest występna. Każda architektoniczna wizja pociąga za sobą falę przemocy, łańcuchową reakcję niosącą unicestwienie. Kryminogenny potencjał tkwi w każdym architekcie bez względu czy będzie to zaplanowane przez Le Corbusiera na wielką skalę zniszczenie Algieru, które w rzeczywistości oznaczało ludobójstwo, pragnienie unicestwienia całej kultury, czy też- w przypadku Chareau- pławienie się w fizyczności środowiska zabudowanego.

    Analizując doniosłość swojej wizji, architekt przejawia zachłanność kolonialisty. Porównanie z kolonializmem nie jest tu przypadkowe. Cechą architektury jest to, iż udaje się ona w podróż w nieznane otoczenie, które uważa za prymitywne, aby wyrwać z niego coś, co do niej nie należy. Na mapie świata nie ma już białych plam. Nie ma regionu, który, jako jeszcze niezbadany, pełen jest tajemniczych i niezrozumiałych obietnic. Łatwiej jest wyobrazić sobie wirtualną rzeczywistość niż enigmatyczne, geograficznie odległe królestwo. Mglisty, barbarzyński horror "Jądra Ciemności" w sto lat później prawie zaniknął i utorował drogę równie strasznemu, jednak możliwemu do uchwycenia cierpieniu, które przenika życie w formie wirusa. Fascynacja, a zarazem strach przed nieznanym mają obecnie niemal naukową banalność. Obcość, odmienność, nie przychodzi do nas z nieodwiedzonych kontynentów. Kolonii architektury nie można geograficznie zlokalizować. Wizja architektoniczna jest kolonialna w tym sensie, że hipokryzja codziennego otoczenia zostaje porzucona na rzecz większego, jeszcze bardziej nieodpartego, niebezpiecznego pola wyobraźni, które ulega bezlitosnej grabieży. W koloniach otrzymujemy coś za nic, to znaczy odnajdujemy coś, co reprezentuje wartość, której nie broni się skutecznie w danym miejscu i za którą zapłacimy o wiele później w zupełnie innej walucie. Jednak nawet gdyby tak było, zawsze pozostanie rachunek do uregulowania. Złudzeniem jest myślenie, iż objects trouves istnieją. Pojawia się natomiast pytanie, dlaczego architektura nie jest w stanie tego złudzenia porzucić.

    Warto rozważyć, czy architektura mogłaby istnieć bez zewnętrznej wizji. Kipnis i Lindner na przykład twierdzą, że w architektonicznym myśleniu nie ma czystego rozumu. Potwierdzi to każdy, kto kiedykolwiek słyszał, jak architekt objaśnia swój projekt. Pseudoracjonalizm jego interpretacji jest często śmieszny. Dlaczego by nie sfotografować siebie samego w charakterze fundamentów nowego miasta? Jest to pomysł nie mniej absurdalny niż zastosowanie dopuszczalnych w architekturze metod, takich jak linie perspektywy, relacje przestrzenne czy inne niesprecyzowane subiektywne opinie. Jednak kwestionowanie każdej wartości przyjętej w architekturze oznacza również, że architektura traci zdolność komunikowania. Staje się zamkniętą grą. Każdy projekt staje się autonomiczny i skrajnie indywidualny. Tendencja ta, która z pewnością już istnieje, jest ogólnie rzecz biorąc niepożądana. Jeżeli architektura ma zachować jakąkolwiek odpowiedniość, konieczny jest jej udział we współczesnym dyskursie. Architekci ostatniej dekady ukazali niezwykle dobitnie dowolność zasad leżących u podstaw tworzenia architektury. nawet jeśli poszczególne projekty mogą być postrzegane jak zamknięta gra, istnieje nadzieja, że są jakieś punkty styczności, które dają możliwość nawiązania do tego dyskursu, a dokładniej, że znajdzie się miejsce na dyskurs w zamkniętej grze architektury, a nawet- że architektura uwewnętrzni ów dyskurs.

    Jak na ironię, architekt, który tak bardzo pragnie być teoretykiem i włączyć się do gry fundamentalnych kwestii, otrzymał zbyt łatwą kartę. Pozornie włączywszy się do gry, pozostaje on jej niemym uczestnikiem w swojej stosunkowo prostej dyscyplinie. Odwieczne filozoficzne pytania- czym jest język, czym jest myśl, czym jest świat? - są zbyt trudne by udzielić na nie odpowiedzi. Dla architekta sytuacja jest odwrotna. odpowiedź jest prosta, a trudność stanowi sformułowanie pytania. Albo czy rzeczywiście istnieje coś tak płytkiego, jak to, co sugeruje odpowiedź na to pytanie?

    Nawet architektura nie jest tak prosta. Jeżeli architektura naszych czasów pragnie raz jeszcze stworzyć teorię, konieczne będzie sformułowanie i przyjęcie pytań i krytyki w taki sposób, by można je było zastosować. Niewiele wskazuje, by miało to miejsce. W chwili obecnej wydaje się, że indywidualizacja architektury doprowadziła do sytuacji, w której istnieje wiele różnych ideologii, nie mających ze sobą rzeczywistego kontaktu. Wydaje się, że architekci głównie zajmują się ochroną i obroną swoich własnych ideologii. Uczestnictwo w sympozjach (osobiście, na papierze czy nawet w cyber przestrzeni- faksem lub przez satelitę) stało się ryzykownym zajęciem, kwestia nagromadzonych przypadków, braku komunikacji i lekceważenia. Jest to niepokojące doświadczenie, które potwierdza ideę perspektywizmu. Architektoniczna debata przekształciła się w coś, co można określić jedynie mianem wizualizacji. W oku umysłu znajduje się automatycznie sterowana kamera, która niespokojnie przenosi swe spojrzenie z jednego obiektu na drugi, nie zwracając uwagi na żadne możliwie pospolite przedmioty (o których istnieniu nie ma zresztą pojęcia). W przeciwieństwie do nostalgicznych już teraz dyskusji na forum CIAM, które zjednoczyły architektów w usiłowaniu zdefiniowania wspólnych ambicji, aktualny dyskurs jest jedynie kontrowersyjny. Dawni wizjonerzy obrócili swoje idee przeciwko sobie samym. Dzisiaj marzenia o architekturze stały się jedynie osamotnionymi wizjami. Powiększającą się izolację architektonicznego obiektu nie tylko można dostrzec w dosłownych, werbalnych debatach. Przyczyniły się do niej również budowle ostatnich czasów. Podczas gdy dawniej budynek w stylu domu Utzona na Majorce był wyjątkiem, ekscentrycznym akcentem, który wpasowywał się w pełną tradycję "samotnych domów", całkowicie odbiegając od głównego nurtu, obecnie owa oddzielna, wymijająca, samowystarczalna wartość stała się głównym nurtem. czy jest to reakcja architektury na konkretne procesy rozwoju kulturalnego czy też na procesy rozwoju teorii architektury? Jak wytłumaczyć kierunek, który obiera architektura, wywodząca się z tematów, jakie niesie teoria architektury> Jej dyskurs patrzy zazdrosnym okiem na owe fundamentalne pytania semiotyczne i filozoficzne. Świat znów przyspiesza w dezorientujący sposób, a różnego rodzaju granice pojawiają się równie szybko, jak znikają. Architektura może jedynie zaoferować subiektywną, osamotnioną wizję.

    W uświadomieniu sobie tego tkwi smutek, którego architekt nie może nie zauważyć. Jeżeli architektura straciła swój przedmiot, a wszystko, co pozostało, to niezliczone podmioty, jedyną drogą naprzód jest rosnąca trywializacja. Wizja kolonialna wydaje się oferować jedyną drogę ucieczki, tak jak picie wody z innych studni. Wizja kolonialna wydaje się oferować jedyną drogę ucieczki, tak jak picie wody z innych studni. Wówczas pojawia się nagle wspólny język architektura znów nabiera znaczenia. jednak ostateczną ofiarą tej wizji jest naturalnie sama architektura.. Mamy bowiem do czynienia z bardzo szczególną formą kolonializmu. Ten rodzaj wyzysku ostatecznie obraca się przeciwko swemu własnemu ciału, jak ktoś, kto kradnie roślinę wiedząc, że jest trująca. Weźmy, na przykład, architekturę, która wywodzi pojęcia i idee z innych dyscyplin- na przykład semiotyki- i tryumfalnie powraca odniósłszy wartościowe zwycięstwo, które okazuje się mieć efekt w postaci mechanizmu zdolnego do samodetonacji. Wizja architektury, która wyłoniła się w eksplozji z wnętrza ogromniej bomby, nie może ulega samoprojekcji. Możemy tylko spekulować na temat wizji architektów, którzy zajmowali się tymi praktykami. ich tęsknota za tabula rasa była nawet bardziej radykalna niż miejskie zniszczenie w stylu Le Corbusiera. Wszystko, czego chcieli architekci, to zacząć jeszcze raz od nowa. Żadnemu obiektowi kultury nie jest dane dłuższe życie niż architekturze. Nic też nie pozostaje po nas dłużej. Zaprzeczenie architektury wydaje się jedynym możliwym wyzwoleniem. Bohaterem tych architektonicznych nihilistów był Dedal, pierwszy architekt, który ostatecznie był w stanie uciec ze swego okropnego labiryntu tylko za pomocą skrzydeł. Dedal wraz z labiryntem stał się ikoną architektonicznej awangardy w czasie ostatnich piętnastu lat. Jednak egoistycznej tęsknocie za nowym początkiem nie towarzyszyła dokładna wizja architektoniczna. Wizja nie wykroczyła poza destrukcję.

    Czy kiedykolwiek jednak istniała wizja architektury, która z definicji, nie byłaby także destrukcyjna? Najbardziej znaczący mit lub przypowieść na temat tej dwoistości ludzkiego losu związany jest z architekturą. W historii Wieży Babel człowiek ukazany jest w świetle swoich największych aspiracji, architektura zaś jest żałosna. Wieża jest czymś więcej, niż "metaforą filozofii, ponieważ marzeniem filozofii jest przetłumaczalność", czymś więcej niż "metaforą dekonstrukcji". Człowiek rozdarty, tęskniący za ucieczką ze świata, który jest wszystkim, co ma, usiłuje dosłownie wybudować swoją drogę wyjścia z tej sytuacji.

    Architektura jest najpotężniejszym dokonaniem, jakie człowiek może sobie wyobrazić. Nie może wyobrazić sobie niczego większego. Tłumaczy to zarówno głęboki szacunek dla architekta, jak i ciągle obecne znaczenie Wieży Babel dla dzisiejszych architektów, takich jak Koolhas (Zeebrugge Terminal, 1988) i Libeskind (Potsdamer Platz, 1991). Jednak w pewnym sensie historia wieży stała się opowieścią, którą rozumieją tylko architekci, ponieważ architektura od dawna przestała być jedyną możliwością ucieczki z ziemi, jakkolwiek złudna mogła być to idea. Została ona przejęta przez inne dyscypliny. Przyrządy astronomiczne, podróże kosmiczne, nawet nauki przyrodnicze stały się potężniejsze niż architektura. Dla architektów historia wieży Babel- prosta archaiczna przypowieść w oczach nie-architektów- jest zasadniczym wskazaniem siły architektury. Co więcej, interpretują oni znaczenie historii tak, by uczynić ją aktualną; podzielone masy wylewające się z beznadziejnego projektu zostają nagle przekształcone w elementy wielokulturowej rzeczywistości końca dwudziestego wieku, zbiegające się w pewnych miejscach. Jest to absurdalna manipulacja. Przyczyna i skutek tragicznej izolacji człowieka zostają odwrócone w prosty i bezsensowny sposób. Jest to coś, co zawsze ma miejsce w architektonicznym przywłaszczeniu wizji. To samo dzieje się też z obecnym dyskursem na temat współczesnego miasta i zaniku miejsca, utraty jego tożsamości. Nieobecność i dematerializacja rzeczy, które kojarzyły nam się z miastem stały się tematami architektonicznymi. jest tu jednak pewna dwuznaczność. Tematy dematerializacji i rozproszenia stały się zbyt łatwo osiągalne dla architektury, zbyt dla niej wygodne. W rezultacie zatracają one swoją definicję, zastosowane jako podstawy koncepcji, części strategii, zostają także przemienione przez architekta w coś znajomego. Zamiana ich w architekturę jest w istocie zaprzeczeniem rzeczy, którymi mogły one być, które mogły je odróżniać od architektury. Bezmyślny kolonializm architektonicznej wizji jest powszechnie niepożądany. Poza tym jest jeszcze coś innego. Często mówi się, całkiem słusznie, że architektura jest sztuką powolności. Podczas gdy wszystko szybko się zmienia, architektura zostaje z tyłu. Czasami architekt ma wrażenie, że znał Albertiego osobiście. To takk, jak gdyby ciągle pamiętał Londyn z czasów zanim powstała katedra św. Pawła lub Wzgórze Kapitolińskie sprzed epoki Michała Anioła. Po czterystu latach jest to nadal tak świeże, tak nowe. Prawdą jest również odwrotność: budowle ukończone półtora roku temu nie wydają się bardzo odmienne. Nadal należą do nieskończenie powolnego, ciężkiego, bezwładnego świata architektury. Całkowita materializacja środowiska zabudowanego ma efekt opóźniający. Niełatwo absorbuje ono zmiany w świecie. Pozostaje ono mozolną, wymagającą ciężkiej pracy, a przede wszystkim ciężką mieszaniną kamienia, betonu, drewna, cementu, stali i szkła.

    Architektura nie wpisuje się dobrze w lekkość dzisiejszego świata. Jak napisał William Blake- choć nie mógł on przewidzieć jak dziwne moce panować będą nad ziemią- wszystkie inne siły oprócz wiatru poruszają się "cicho, niewidocznie". Nie czyni tego także architektura, która nagla zawisa jak ekran w nieokreślonym środowisku- doskonała replika koncepcji architekta, uzyskana za pomocą holograficznej projekcji. To, co Tomasz Mann nazwał "melancholijną, materialistyczną, naturalistyczną nauką XIX wieku" nadal dominuje architekturę. Być może z tej przyczyny, architekturą o największej sile oddziaływania jest architektura, która uznaje ten fakt i staje do otwartej konfrontacji. Sposób, w jaki w domu Utzona na Majorce gładkie tafle okien zestawiono z widokiem na morze (żywioł o ileż bardziej stały, a jednak bardziej ruchliwy) oddzielone są od siebie, daje obraz bolesnego materializmu. Jednak wizja architektury nie kończy się w tym miejscu. W tym sensie nasze rozważania nie prowadzą do żadnego wniosku. Architektura jest czymś na kształt interpretacji Prousta, którą oferuje Rorty. Jest to wyzwanie rzucone autorytetom, portret czasów. W miarę upływu czasu wyłaniają się coraz to nowe formy i nowe motywy. Nie zostanie odkryta żadna prawda absolutna. Wszystko, czego można oczekiwać, to zmiana perspektywy. Oznacza to, iż fizyczna rzeczywistość podlegająca ciągłym zmianom otrzymuje pierwszeństwo nad złudnym absolutyzmem abstrakcyjnych idei. Akceptacja tego oznacza akceptację końca teorii architektury jaką znamy, końca jej kolonializujących wizji.





źródło: Ben van Berkel, Caroline Bos, 'Niepoprawni Wizjonerzy', wyd. murator, Warszawa, 2000
(fragment użyty w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz