Fragment rozmowy między Davidem Chipperfieldem i Rikiem Nysem.
Październik 2002.
DC: Chciałbym
wierzyć, że moje obecne podejście do projektowania nie różni się tak bardzo od
tego z początków praktyki. To, czym dla nas jest architektura, co
uważamy za ograniczające, albo co czyni architekturę dobrą, nie zmieniło się.
Wciąż trzymam się tego, co można by nazwać prezencją architektury, którą stanowi
spójność jej charakteru. Ta siła architektury zbudowana jest w oparciu o
interpretacje codziennych rytułałów życia. Jeśli już obserwuję jakąś ewolucję,
to dotyczy ona sposobu w jakim operuje się formą. Zasady kompozycji wydają się przy
tym wciąż całkiem te same. Moje projektowanie opiera się na tym, że przestrzeń
wewnętrzna i bryła budynku są zawsze postrzegane jako całość.
RN: Często
wspominasz o empirycznej jakości architektury i odrzuceniu formalnych uprzedzeń.
DC: Dla mnie
architektura zaczyna się z poziomu jednostki. To jest fundamentalnie ważne
wobec mojego zainteresowania tym, co powoduje architektura, jak odnosi się ona do
jednostki. Czegokolwiek by nie dotyczyła; widoku na morze, jedzenia śniadania,
gotowania lunchu, czytania książki w bibliotece, odwiedzania grobu
babci, czy może odebrania dokumentów psa w sądzie, dla mnie zaczyna
się zawsze od ludzkich warunków.
Jak powinno
odczuwać się architekturę będąc użytkownikiem budynku, pracując w biurze,
odwiedzając cmentarz, bibliotekę czy sąd. Próbując odpowiedzieć sobie na to
pytanie, znajduje się czynnik, od którego rozpoczyna się pracę nad projektem.
Nazwanie tego czynnika genius loci jest może zbyt sentymentalne, ale pomysł na
to, jaka powinna być atmosfera miejsca jest nieodzowny.
RN: Jonathan Keates
opisuje dziedziniec jako element dający budynkom ludzką skalę. Bez niego wiele
realizacji wydawałoby się niedostępnych.
DC: Tak,
dziedziniec jest elementem narzucającym ludzką skalę. Daje poczucie
schronienia, a mimo to stanowi wprowadzenie do przestrzeni o większej skali.
Według mnie dziedziniec jest czymś, co może stanowić most między użytkownikiem
a instytucją. Jest wszechstronnym elementem, który nadaje komunikacji w budynku
inny wymiar. A może, przede wszystkim, łączy architekturę z otoczeniem.
Dla instytucji tak przytłaczających jak sądy, wprowadzenie takiego czynnika
daje również użytkownikowi poczucie ludzkiej skali. W Salerno, jak i w
Barcelonie można używać dziedzińca jako głównego środka cyrkulacji w budynku,
czerpiąc korzyści z cech tamtejszego klimatu.
RN: Właśnie
wspominałeś o klasycznej wartości dziedzińca, ale w bibliotece Des Moines nie
ma tego elementu. Czy uważasz ten budynek za zalążek drogi w stronę form
bardziej organicznych, ekspresyjnych?
DC: Myślę że idee
są i zawsze były w mojej praktyce eksperymentalne. W bibliotece Des Moines
próbowaliśmy eksperymentować nie tylko z przestrzenią, ale i
formą. Skończyły się czasy obszernych czytelni, nie ma już reprezentacyjnych
przestrzeni przeznaczonych do czytania. Biblioteki składają się teraz przede
wszystkim z pomieszczeń wypełnionych regałami, z nielicznymi miejscami
pozwalającymi na czytanie w obszernej przestrzeni. Czytelnie muszą znajdować
się w pobliżu przestrzeni o wolnym planie gdzie składuje się książki.
Budynek jest
położony w środku parku, dlatego założyliśmy, że najważniejszym doświadczeniem
powinna być możliwość czytania książek w ogrodzie. Przestrzeń biblioteki
stanowią przede wszystkim regały rozlokowane na otwartym planie, dlatego
szczególnie interesujące są krawędzie budynku o rozbudowanym obrysie. Można w
ten sposób ciekawie wykorzystać przestrzeń znajdującą się na granicy
biblioteki i ogrodu. W obiekcie o prostokątnym rzucie byłoby to niemożliwe.
Jeśli nadaje się
budynkowi bardziej organiczny kształt, relacja między ogrodem a wnętrzem dynamizuje się, można odnieść wrażenie, że siedzi się na dziobie statku
z drzewami po obu stronach. Być może zupełnie się mylę, sądząc że dotarłem do
tego przez eksperymentowanie. Może to co naprawdę robiłem, to próba odpowiedzenia
sobie na bieżącą fascynację architekturą organiczną. Myślę, że oba czynniki były
ważne. Ogólna atmosfera projektowania jest teraz bardziej otwarta, a poziom
oczekiwań zupełnie nowy. Des Moines jest konserwatywnym miastem, jednak mimo
tego, kiedy zaprezentowałem komisji cztery propozycje, wariant o organicznej
formie zyskał największy poklask i poparcie wszystkich zainteresowanych.
Powiedziałbym, że nie jestem zainteresowany przełamywaniem granic, ale doceniam
te które zostały już przełamane. Wydaje mi się że można czerpać korzyści z tej
wolności nie tracąc przy tym poczucia istoty architektury. Jakkolwiek możliwe
jest, że biblioteka Des Moines nie wygląda na pierwszy rzut oka jak jeden z
naszych projektów, to ważne jest, że jego kształt wynika z tego, jak porusza się
w nim człowiek, jak się w nim siedzi, jak się go doświadcza... To projekt umotywowany
ideą doświadczania.
RN: Wielu
architektów ma w zwyczaju projektować na bazie złożoności programu. Ty starasz
się za to dążyć do zredukowania programu do jego najprostszej postaci.
DC: Duża część
architektury wydaje się obecnie chować za rozwiązywaniem programu i
uzasadnianiu formy interpretowaniem funkcji. Wierzę, że te najlepsze budynki są
jednak syntezą funkcji, przestrzeni i formy.
Wydaje mi się, że w
projektach prywatnych domów najłatwiej wyrazić te zasady. Architektura wydaje
się łatwiej poddawać grze, kiedy program jest prosty i gdzie rytuały
codziennego życia są źródłem uzasadnienia dla tworzenia takiego rodzaju
architektury, jaką jestem zainteresowany. Widok na ogród bądź poranne światło
wpadające do pokoju to dla mnie wartości wystarczające dla tworzenia tego
rodzaju dialogu. Taki proces projektowania jest wystarczająco interesujący.
Wyzwala się pewna dynamika, jeśli kontroluje się program, reinterpretuje go.
Mam na myśli projektowanie z myślą o tym, czym budynek ma być, jaki powinien być
jego charakter. Określając jaka będzie biblioteka czy dom, próbuje się
poskładać razem kryteria, które wynikają z idei. Zaczyna się od kuchni, łazienki
i stołu w jadalni albo miejsca do siedzenia wokół kominka w zimową noc.
Projektuje się w oparciu o warunki lokalizacji, czy założenia tektoniki
budynku, jednak przede wszystkim tworzy się w oparciu o sedno, ideę projektu. W
pewnym sensie tak powinno podchodzić się do projektowania każdego budynku. To
ważne, żeby mieć pomysł na to, jaki powinien być budynek sądu. Powinno
krytycznie podchodzić się do tego jakie sądy istnieją obecnie, jak mógłby
wyglądać basen etc. Zwykle staram się zacząć od tego, co mi się nie podoba w
znanych mi budynkach. Identyfikuje się cechy które uważa się za negatywne, co
daje podpowiedź jak budynek powinien wyglądać.
RN: Wydajesz się
tuszować swoją autorskość architektoniczną w oparciu o interpretowanie
rytualnych, fizycznych i eksperymentalnych rozwiązań i kontekstu. Jaka jest
rola ‘języka architektonicznego’ w tej metodzie?
DC: Zgadza się.
Interesuje mnie poszukiwanie tego, co warto interpretować; jaki powinien być
dom albo budynek publiczny, co może stanowić jego najważniejszy element.
Następnie, żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, posługuję się językiem
architektonicznym, który może być w zasadzie prozaiczny.
Jeśli wziąć pod
uwagę Wenecję (cmentarz na wyspie San Michele), język architektoniczny jest
prawie nieistotny. Najważniejsza jest idea, która jest kluczem; pierwszy pomysł, żeby
zaprojektować dziedziniec albo ciąg dziedzińców tworzących ograniczone
przestrzenie bądź ogrody. Chciałem żeby architektura zniknęła, żeby ten projekt
nie był spektakularny. Chciałem tylko podkreślić pierwszą ideę.
Wydaje mi się że to
jest sposób w jaki próbuję tworzyć architekturę. Mając opinię o tym jak powinno
wyglądać wnętrze i zewnętrze budynku czy jak odpowiada on na kontekst, otrzymuje
się odpowiedź na pytanie czym jest jest dom jako miejsce spotkania tych
wszystkich czynników. Jest to przeciwieństwo tendencyjnego pojmowania
tego, jak architektura powinna wyglądać.
To jest w pewien
sposób otwarty proces. Zwykle ekstremalnie dużo warunków programu znacznie
ułatwia projektowanie w porównaniu do projektów zupełnie nieokreślonych. Nijaka działka podmiejska, gdzie nie ma się żadnego punktu
zaczepienia, czy projekt biurowca w przeciętnej lokalizacji to koszmar...nie
wiadomo gdzie zacząć.
RN: Obecne
tendencje wydają się zachęcać do projektowania spektakularnych i charakterystycznych
budynków. Jak twoja powściągliwa architektura może być konkurencyjna w tak
śmiałym środowisku?
DC: Obecnie
przeżywamy ciekawy okres. Produkcja architektury osiąga bardzo wysoki poziom i
zauważa się architektów tworzących budynki o wielkim pięknie i oryginalności.
Coraz więcej eksperymentuje się zarówno z materiałami, jak i formą. Negatywna
strona tego procesu dotyczy miasta, przynajmniej tradycyjnej idei miasta, która
wydaje się być zagubiona. W pędzie za spektakularną architekturą miasto okazuje
się być przegrane.
Architektura jest
obecnie tak samo podziwiana za bycie popularną, jak i za innowacyjność. W tym
kontekście, wydaje mi się że jestem staromodny wciąż wierząc w znaczenie tradycyjnego
wyglądu miasta. Jednocześnie uważam, że biorę odpowiedzialność za podtrzymywanie
takiego jego obrazu. Jakkolwiek naszego biura nie można uważać za radykalne, to
jednak zyskujemy na tendencji do eksperymentowania. Wydaje mi się, że
wyróżnia nas zdyscyplinowana swoboda, w przeciwieństwie do ekspresyjnych wyobrażeń
architektów eksperymentujących.
tłum.E.Babyn
Źródło: David Chipperfield. Architectural Works 1990 –
2002
Tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie go w celach komercyjnych jest zabronione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz