3 mar 2013

DAVID CHIPPERFIELD - ROZMOWA


Fragment rozmowy między Davidem Chipperfieldem i Rikiem Nysem. 
Październik 2002.

DC: Chciałbym wierzyć, że moje obecne podejście do projektowania nie różni się tak bardzo od tego z początków praktyki. To, czym dla nas jest architektura, co uważamy za ograniczające, albo co czyni architekturę dobrą, nie zmieniło się. Wciąż trzymam się tego, co można by nazwać prezencją architektury, którą stanowi spójność jej charakteru. Ta siła architektury zbudowana jest w oparciu o interpretacje codziennych rytułałów życia. Jeśli już obserwuję jakąś ewolucję, to dotyczy ona sposobu w jakim operuje się formą. Zasady kompozycji wydają się przy tym wciąż całkiem te same. Moje projektowanie opiera się na tym, że przestrzeń wewnętrzna i bryła budynku są zawsze postrzegane jako całość.


RN: Często wspominasz o empirycznej jakości architektury i odrzuceniu formalnych uprzedzeń.

DC: Dla mnie architektura zaczyna się z poziomu jednostki. To jest fundamentalnie ważne wobec mojego zainteresowania tym, co powoduje architektura, jak odnosi się ona do jednostki. Czegokolwiek by nie dotyczyła; widoku na morze, jedzenia śniadania, gotowania lunchu, czytania książki w bibliotece, odwiedzania grobu babci,  czy może odebrania dokumentów psa w sądzie, dla mnie zaczyna się zawsze od ludzkich warunków.
Jak powinno odczuwać się architekturę będąc użytkownikiem budynku, pracując w biurze, odwiedzając cmentarz, bibliotekę czy sąd. Próbując odpowiedzieć sobie na to pytanie, znajduje się czynnik, od którego rozpoczyna się pracę nad projektem. Nazwanie tego czynnika genius loci jest może zbyt sentymentalne, ale pomysł na to, jaka powinna być atmosfera miejsca jest nieodzowny. 

RN: Jonathan Keates opisuje dziedziniec jako element dający budynkom ludzką skalę. Bez niego wiele realizacji wydawałoby się niedostępnych.

DC: Tak, dziedziniec jest elementem narzucającym ludzką skalę. Daje poczucie schronienia, a mimo to stanowi wprowadzenie do przestrzeni o większej skali. Według mnie dziedziniec jest czymś, co może stanowić most między użytkownikiem a instytucją. Jest wszechstronnym elementem, który nadaje komunikacji w budynku inny wymiar. A może, przede wszystkim, łączy architekturę z otoczeniem. Dla instytucji tak przytłaczających jak sądy, wprowadzenie takiego czynnika daje również użytkownikowi poczucie ludzkiej skali. W Salerno, jak i w Barcelonie można używać dziedzińca jako głównego środka cyrkulacji w budynku, czerpiąc korzyści z cech tamtejszego klimatu.

RN: Właśnie wspominałeś o klasycznej wartości dziedzińca, ale w bibliotece Des Moines nie ma tego elementu. Czy uważasz ten budynek za zalążek drogi w stronę form bardziej organicznych, ekspresyjnych?

DC: Myślę że idee są i zawsze były w mojej praktyce eksperymentalne. W bibliotece Des Moines próbowaliśmy eksperymentować nie tylko z przestrzenią, ale i formą. Skończyły się czasy obszernych czytelni, nie ma już reprezentacyjnych przestrzeni przeznaczonych do czytania. Biblioteki składają się teraz przede wszystkim z pomieszczeń wypełnionych regałami, z nielicznymi miejscami pozwalającymi na czytanie w obszernej przestrzeni. Czytelnie muszą znajdować się w pobliżu przestrzeni o wolnym planie gdzie składuje się książki.
Budynek jest położony w środku parku, dlatego założyliśmy, że najważniejszym doświadczeniem powinna być możliwość czytania książek w ogrodzie. Przestrzeń biblioteki stanowią przede wszystkim regały rozlokowane na otwartym planie, dlatego szczególnie interesujące są krawędzie budynku o rozbudowanym obrysie. Można w ten sposób ciekawie wykorzystać przestrzeń znajdującą się na granicy biblioteki i ogrodu. W obiekcie o prostokątnym rzucie byłoby to niemożliwe.
Jeśli nadaje się budynkowi bardziej organiczny kształt, relacja między ogrodem a wnętrzem dynamizuje się, można odnieść wrażenie, że siedzi się na dziobie statku z drzewami po obu stronach. Być może zupełnie się mylę, sądząc że dotarłem do tego przez eksperymentowanie. Może to co naprawdę robiłem, to próba odpowiedzenia sobie na bieżącą fascynację architekturą organiczną. Myślę, że oba czynniki były ważne. Ogólna atmosfera projektowania jest teraz bardziej otwarta, a poziom oczekiwań zupełnie nowy. Des Moines jest konserwatywnym miastem, jednak mimo tego, kiedy zaprezentowałem komisji cztery propozycje, wariant o organicznej formie zyskał największy poklask i poparcie wszystkich zainteresowanych. Powiedziałbym, że nie jestem zainteresowany przełamywaniem granic, ale doceniam te które zostały już przełamane. Wydaje mi się że można czerpać korzyści z tej wolności nie tracąc przy tym poczucia istoty architektury. Jakkolwiek możliwe jest, że biblioteka Des Moines nie wygląda na pierwszy rzut oka jak jeden z naszych projektów, to ważne jest, że jego kształt wynika z tego, jak porusza się w nim człowiek, jak się w nim siedzi, jak się go doświadcza... To projekt umotywowany ideą doświadczania.

RN: Wielu architektów ma w zwyczaju projektować na bazie złożoności programu. Ty starasz się za to dążyć do zredukowania programu do jego najprostszej postaci.

DC: Duża część architektury wydaje się obecnie chować za rozwiązywaniem programu i uzasadnianiu formy interpretowaniem funkcji. Wierzę, że te najlepsze budynki są jednak syntezą funkcji, przestrzeni i formy.
Wydaje mi się, że w projektach prywatnych domów najłatwiej wyrazić te zasady. Architektura wydaje się łatwiej poddawać grze, kiedy program jest prosty i gdzie rytuały codziennego życia są źródłem uzasadnienia dla tworzenia takiego rodzaju architektury, jaką jestem zainteresowany. Widok na ogród bądź poranne światło wpadające do pokoju to dla mnie wartości wystarczające dla tworzenia tego rodzaju dialogu. Taki proces projektowania jest wystarczająco interesujący. Wyzwala się pewna dynamika, jeśli kontroluje się program, reinterpretuje go. Mam na myśli projektowanie z myślą o tym, czym budynek ma być, jaki powinien być jego charakter. Określając jaka będzie biblioteka czy dom, próbuje się poskładać razem kryteria, które wynikają z idei. Zaczyna się od kuchni, łazienki i stołu w jadalni albo miejsca do siedzenia wokół kominka w zimową noc. Projektuje się w oparciu o warunki lokalizacji, czy założenia tektoniki budynku, jednak przede wszystkim tworzy się w oparciu o sedno, ideę projektu. W pewnym sensie tak powinno podchodzić się do projektowania każdego budynku. To ważne, żeby mieć pomysł na to, jaki powinien być budynek sądu. Powinno krytycznie podchodzić się do tego jakie sądy istnieją obecnie, jak mógłby wyglądać basen etc. Zwykle staram się zacząć od tego, co mi się nie podoba w znanych mi budynkach. Identyfikuje się cechy które uważa się za negatywne, co daje podpowiedź jak budynek powinien wyglądać.

RN: Wydajesz się tuszować swoją autorskość architektoniczną w oparciu o interpretowanie rytualnych, fizycznych i eksperymentalnych rozwiązań i kontekstu. Jaka jest rola ‘języka architektonicznego’ w tej metodzie?

DC: Zgadza się. Interesuje mnie poszukiwanie tego, co warto interpretować; jaki powinien być dom albo budynek publiczny, co może stanowić jego najważniejszy element. Następnie, żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, posługuję się językiem architektonicznym, który może być w zasadzie prozaiczny.
Jeśli wziąć pod uwagę Wenecję (cmentarz na wyspie San Michele), język architektoniczny jest prawie nieistotny. Najważniejsza jest idea, która jest kluczem; pierwszy pomysł, żeby zaprojektować dziedziniec albo ciąg dziedzińców tworzących ograniczone przestrzenie bądź ogrody. Chciałem żeby architektura zniknęła, żeby ten projekt nie był spektakularny. Chciałem tylko podkreślić pierwszą ideę. 
Wydaje mi się że to jest sposób w jaki próbuję tworzyć architekturę. Mając opinię o tym jak powinno wyglądać wnętrze i zewnętrze budynku czy jak odpowiada on na kontekst, otrzymuje się odpowiedź na pytanie czym jest jest dom jako miejsce spotkania tych wszystkich czynników. Jest to przeciwieństwo tendencyjnego pojmowania tego, jak architektura powinna wyglądać.
To jest w pewien sposób otwarty proces. Zwykle ekstremalnie dużo warunków programu znacznie ułatwia projektowanie w porównaniu do projektów zupełnie nieokreślonych. Nijaka działka podmiejska, gdzie nie ma się żadnego punktu zaczepienia, czy projekt biurowca w przeciętnej lokalizacji to koszmar...nie wiadomo gdzie zacząć.

RN: Obecne tendencje wydają się zachęcać do projektowania spektakularnych i charakterystycznych budynków. Jak twoja powściągliwa architektura może być konkurencyjna w tak śmiałym środowisku?

DC: Obecnie przeżywamy ciekawy okres. Produkcja architektury osiąga bardzo wysoki poziom i zauważa się architektów tworzących budynki o wielkim pięknie i oryginalności. Coraz więcej eksperymentuje się zarówno z materiałami, jak i formą. Negatywna strona tego procesu dotyczy miasta, przynajmniej tradycyjnej idei miasta, która wydaje się być zagubiona. W pędzie za spektakularną architekturą miasto okazuje się być przegrane.
Architektura jest obecnie tak samo podziwiana za bycie popularną, jak i za innowacyjność. W tym kontekście, wydaje mi się że jestem staromodny wciąż wierząc w znaczenie tradycyjnego wyglądu miasta. Jednocześnie uważam, że biorę odpowiedzialność za podtrzymywanie takiego jego obrazu. Jakkolwiek naszego biura nie można uważać za radykalne, to jednak zyskujemy na tendencji do eksperymentowania. Wydaje mi się, że wyróżnia nas zdyscyplinowana swoboda, w przeciwieństwie do ekspresyjnych wyobrażeń architektów eksperymentujących.

tłum.E.Babyn
Źródło: David Chipperfield. Architectural Works 1990 – 2002
Tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie go w celach komercyjnych jest zabronione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz