15 lis 2012

STEEN EILER RASMUSSEN - ODCZUWANIE ARCHITEKTURY (1959)

    Architekturę, malarstwo i rzeźbę od wielu wieków uważano za „sztuki piękne" - czyli sztuki zajmujące się „pięknem" działającym na ludzkie oko w taki sam sposób, w jaki muzyka działa na ludzkie ucho. Rzeczywiście, większość osób wyraża sądy o architekturze na podstawie tego, co widzi; zresztą książki na temat architektury są zwykle pełne zdjęć, ukazujących budynki z zewnątrz.
    Z punktu widzenia architekta zewnętrzny wygląd budynku jest tyl­ko jednym z kilku istotnych czynników. Architekt studiuje plany, prze­kroje i elewacje, uważa bowiem, że w dobrze zaprojektowanym obiek­cie wszystkie te elementy muszą z sobą harmonizować. Niełatwo jest wyjaśnić, co architekt przez to rozumie - a w każdym razie nie każdy jest w stanie to pojąć, tak samo, jak nie każdy potrafi wyobrazić sobie budynek jedynie na podstawie planów. Pewien znajomy, któremu ob­jaśniałem zamówiony przez niego projekt domu, powiedział z dez­aprobatą: „Naprawdę nie lubię przekrojów". Był on dość delikatnym człowiekiem i odniosłem wrażenie, że sam pomysł przecinania czegoś budzi w nim wstręt. Jego niechęć mogła wynikać również z właściwe­go pojmowania architektury jako czegoś niepodzielnego, czego nie da się pokroić na ileś tam części. Architektura nie polega na zwykłym po­łączeniu planów, przekrojów i elewacji. Jest ona czymś innym i rów­nocześnie czymś potężniejszym. Nie sposób dokładnie wytłumaczyć, czym jest, bo jej granice nie są jasno określone. Sztuki w ogóle nie na­leży wyjaśniać - należy ją odczuwać. (…). Architekt pracuje z formą i bryłą tak samo jak rzeźbiarz, a z kolo­rem tak samo jak malarz. Jednak tylko jego sztuka jest funkcjonalna. Rozwiązuje problemy praktyczne, tworzy narzędzia i przyrządy, którymi posługują się ludzie. Dlatego też w ocenianiu architektury przede wszystkim należy brać pod uwagę jej użyteczność.

    Architektura to bardzo szczególna sztuka funkcjonalna-. zamyka przestrzeń, byśmy mogli w niej zamieszkać, i tworzy ramy dla naszego życia. Innymi słowy, różnica między rzeźbą a architekturą nie polega na tym, że pierwsza tworzy formy bardziej organiczne, a druga bardziej abstrakcyjne. Nawet najbardziej abstrakcyjna rzeźba, ograniczona do czysto geometrycznych form, nie stanie się architekturą gdyż brak jej decydującego czynnika: użyteczności.
   Znakomity fotografik Andreas Feininger zrobił raz zdjęcie, ukazujące cmentarz na pograniczu Brooklynu i Queens w Nowym Jorku. Nagrobki stoją tak ciasno obok siebie, jak wieżowce w amerykańskich miastach - widać je zresztą w odległym planie zdjęcia.
Nawet największy wieżowiec, oglądany z lecącego samolotu, jest jedynie wysoką, kamienną kostką; zaledwie rzeźbiarską formą, a nie prawdziwym domem, w którym żyją ludzie. Jednak gdy samolot za­czyna schodzić do lądowania, w pewnym momencie budynki całko­wicie zmieniają charakter. Nagle nabierają ludzkiej skali, stają się do­mami dla ludzi takich jak my, a nie dla mikroskopijnych laleczek wi­dzianych z wysokości. Ta dziwna przemiana następuje w chwili, gdy sylwetki budynków zasłaniają horyzont, więc zaczynamy patrzeć na nie z boku, a nie z góry. Przechodzą w nowe stadium istnienia, prze­stają być zabawkami, a stają się architekturą - bowiem architektura to kształty tworzone wokół człowieka, formy służące mieszkaniu, a nie tylko oglądaniu od zewnątrz.
    Architekt jest jakby producentem teatralnym, człowiekiem aran­żującym scenę, na której toczy się nasze życie. Od tego, w jaki sposób to zrobi zależy nieskończenie wiele. Jeśli jego zamiary się powiodą, odegra rolę doskonałego gospodarza, który stara się zapewnić gościom wszelkie wygody, aby życie z nim było miłym doświadcze­niem. Jednak działalność producenta jest trudna z kilku powodów -Pierwsze, musi on wiedzieć, w jaki sposób aktorzy - którzy są całkiem zwykłymi ludźmi – zwykle grają; inaczej całe przedstawienie skończy się klapą. To, co w jednym środowisku kulturowym uznaje się za właściwe i naturalne może okazać się całkiem nieodpowiednie w innym; to, co jest właściwe i odpowiednie w jednym pokoleniu staje się śmieszne w następnym, gdyż ludzie zdążyli zmienić i gusta i przyzwyczajenia. To zjawisko dobrze uwidacznia zdjęcie Christiana IV, króla Danii z epoki renesansu - granego tutaj przez znanego duńskiego aktora - jadącego na rowerze.
    Kostium jest niewątpliwie doskonały w swoim rodzaju; również rower jest znakomity, ale razem po prostu do siebie nie pasują. Tak samo nie można robić użytku z pięknej architektury minio­nych epok, gdyż w nowych czasach, przy zmienionym sposobie życia, staje się ona nieprawdziwa i pretensjonalna.
    W XIX wieku zrodziła się ta nieszczęsna idea, ze najlepsze rezultaty daje naśladowanie pięknych, starych i powszechnie podziwianych budowli. A przecież jeśli we współczesnym mieście wzniesie się nowoczesny budynek biurowy, którego fasada stanowi kopię weneckiego pałacu, będzie on całkiem me na miejscu, mimo że jego prototyp jest pełen uroku. Jednak urok ten jest widoczny wyłącznie w Wenecji - na właściwym miejscu i we właściwym otoczeniu
    Inna trudność polega na tym, że dzieło architektoniczne powinno przetrwać aż w odległą przyszłość. Architekt tworzy scenografię dla długiej powoli toczącej się akcji, musi więc ona być na tyle elastyczna by dostosować się do nieprzewidzianych improwizacji. Na etapie projektowania budynek powinien w miarę możności wyprzedzać swój czas, by pasował do okresu, na jaki przypadnie jego życie.
    Architekt ma także coś wspólnego z zakładającym park ogrodni­kiem. To jasne, że sukces ogrodnika zależy od właściwego doboru roślin. Nawet najpiękniejszy projekt parku na nic się nie zda, jeśli wybrane rośliny nie znajdą w nim właściwego dla siebie środowiska, jeśli nie będą mogły się tam rozwijać. Także i architekt pracuje z ży­wymi stworzeniami - z ludźmi, którzy są jeszcze bardziej nieprze­widywalni niż rośliny. Jeśli nie będą się dobrze czuć w zbudowanym dla nich domu, jego piękno pozostanie bezużyteczne, gdyż dom po­zbawiony życia staje się pokraczny. Popada w zaniedbanie i ruinę, a potem zmienia się w coś całkiem sprzecznego z pierwotnymi zamierzeniami projektanta. Jedną z cech dobrej architektury jest to, że używa się jej zgodnie z zamiarami architekta.
    I w końcu jest jeszcze jedna, bardzo ważna cecha, której nie wol­no pominąć przy określaniu prawdziwej natury architektury. Jest nią proces twórczy, czyli to, jak powstaje budynek. Architektura nie jest indywidualnym dziełem artysty, jak obrazy.
Szkic malarza to dokument czysto osobisty. Ślad jego pędzla jest tak samo indywidualny jak charakter pisma, a naśladownictwo byłoby fałszerstwem. W przypadku architektury jest inaczej. Architekt pozostaje anonimową postacią w tle (…)
    Bezradne dziecko zaczyna od wkładania rzeczy do buzi, dotykania ich, brania w ręce, raczkowania na nich, chodzenia po nich, by do­wiedzieć się, czym są: czy są przyjazne, czy wrogie. Szybko uczy się posługiwać różnymi urządzeniami, dzięki temu unikając niektórych
nieprzyjemnych doświadczeń.
    Wkrótce dziecko zaczyna całkiem sprawnie używać tych rze­czy. Wydaje się, jakby jego włókna nerwowe i wszystkie zmysły przenikały w głąb nieożywionych przedmiotów. Stojąc przed mu­rem, którego wysokość uniemożliwia mu sięgnięcie na szczyt, dziecko zyskuje jednak o nim pewną wiedzę. Gdy odbija od muru piłkę, odkrywa, że różni się on od naciągniętego brezentu czy papieru. Piłka pomaga mu pojąć twardość i solidność muru.
    Ogromny kościół S. Maria Maggiore stoi na jednym z siedmiu sławnych wzgórz Rzymu. Początkowo miejsce to było bardzo zaniedbane, co widać na starym fresku w Watykanie. Później wyrównano zbocza i umocniono je schodami, prowadzącymi do absydy bazyliki. Liczni turyści przybywający, by zwiedzić kościół, nie zauważają wyjątkowego charakteru otoczenia. Po prostu stawiają znaczek przy opatrzonym gwiazdką haśle w przewodniku i spieszą dalej. Nie odczuwają tego miej­sca w taki sposób jak chłopcy, których spotkałem tam kilka lat temu. Zapewne byli to uczniowie z pobliskiej szkoły klasztornej. Podczas pauzy o godzinie jedenastej zbierali się na szerokim tarasie na szczycie schodów, gdzie oddawali się dość szczególnej grze w piłkę. Była to najwyraźniej odmiana piłki nożnej, ale czyniono w niej użytek także z muru, jak przy squash. Mur biegnie tu po łuku i fakt ten chłopcy bardzo zręcznie wykorzystywali. Gdy piłka wypadała na out, nie było co do tego żadnych wątpliwości, bowiem toczyła się po schodach na dół i jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej, a któryś z chłopców rzucał się za nią, klucząc między samochodami i Vespami koło wielkiego obelisku.
    Nie twierdzę, że ci nastoletni Włosi zyskiwali w ten sposób większą wiedzę o architekturze niż przybywający tu turyści. Jednak całkiem nieświadomie zaznajamiali się z kilkoma podstawowymi elementami architektury: poziomymi płaszczyznami i pionowymi murami na szczycie wzgórza. Nauczyli się także robić z nich użytek. Siedząc w cieniu, przyglądałem się tej scenie i jak nigdy przedtem odczułem trójwymiarowość całej kompozycji. Kwadrans po jedenastej chłopcy odbiegli, pokrzykując i śmiejąc się. Wielka bazylika została znów sama w swej milczącej wspaniałości. W zbliżony sposób dziecko zapoznaje się z rozlicznymi zabawkami, które pomagają mu badać otoczenie. Jeśli possie palec, a następnie uniesie w powietrze, odkry­ta, jaki wiatr wieje w niskich warstwach atmosfery. Z kolei latawiec stanowi wskaźnik ruchu powietrza w znacznie wyższej warstwie atmosfery. Dziecko stanowi jedność z obręczą, hulajnogą, rowerkiem. Dzięki różnorodnym doświadczeniom całkiem instynktownie uczy się, jak oceniać ciężar, twardość, fakturę czy przewodnictwo cieplne różnych przedmiotów.
     Przed rzuceniem kamienia dziecko najpierw go maca, obraca, potem silniej chwyta, a w końcu waży w dłoni. Jeśli będzie to robiło często, wkrótce potrafi powiedzieć, jaki jest kamień, w ogóle go nic dotykając - wystarczy mu spojrzenie.
    W kulistym przedmiocie zauważamy nie tylko jego kształt. Bliższe przyjrzenie się to jakby dotykanie go dłonią, mające na celu doświadczalne poznanie różnych jego cech.
Choć wiele rodzajów piłek i kulek używanych w różnych grach ma ten sam kształt geometryczny, widzimy w nich przedmioty o bardzo różnym charakterze. Już choćby ich wielkość w stosunku do ludzkiej ręki nadaje im różną jakość. Pewną rolę odgrywa kolor, ale znacznie ważniejsze są ciężar i wytrzymałość. Duża piłka futbolowa, którą się kopie, różni się zasadniczo od małej, białej piłki tenisowej, którą ude­rza się dłonią lub rakietą, stanowiącą przedłużenie dłoni.
    Już w najmłodszych latach dziecko uczy się, że niektóre rzeczy są twarde, inne miękkie, a niektóre tak plastyczne, że można je ugniatać i kształtować dłońmi. Uczy się, że twarde rzeczy można zgnieść jeszcze twardszymi, a wówczas poszczególne kawałki otrzymują ostre krawędzie i szpiczaste zakończenia - dlatego przedmioty cięte jak diament robią wrażenie twardych. Z kolei substancjom poddającym się kształtowaniu, na przykład ciastu na chleb, można nadać zaokrąglone formy i niezależnie od tego, jak się je będzie cięło, przekrój zawsze zachowa miękką linię łuku.
    Takie obserwacje uczą nas, że niektóre formy nazywają się twardy­mi, a inne miękkimi, niezależnie, czy zrobiono je z twardego, g miękkiego materiału.
(…) Forma może robić także wrażenie ciężkiej lub lekkiej. Mur wzniesiony z wielkich kamieni, których przyciągnięcie na teren budowy i wbudowanie we właściwe miejsce musiało kosztować wiele wysiłku, wydaje się nam ciężki. Gładka ściana robi wrażenie lekkiej nawet wówczas, gdy wymagała znaczniejszego nakładu pracy i w rzeczywistości waży dużo więcej niż kamienny mur. Intuicyjnie czujemy, że mury grani­towe są cięższe od ceglanych, choć nie mamy pojęcia o ich rzeczy­wistej wadze. Mury z kamiennych ciosów z głębokimi spoinami są często naśladowane w cegle, nie w celach zwodniczych, ale jako wyraz ekspresji artystycznej.
    Wrażenie twardości i miękkości, ciężkości i lekkości ma związek z typem powierzchni materiału. Istnieją niezliczone rodzaje powierzchni, od najbardziej szorstkich po najdelikatniejsze. Gdyby materiały budowlane podzielić według stopnia ich chropowatości, różnice między wieloma z nich byłyby niemal niezauważalne. Na jed­nym końcu skali znajdowałoby się nieheblowane drewno i tynk kamyczkowy, na drugim - polerowany kamień i gładki fornir.
    Być może nie ma nic dziwnego w fakcie, że dostrzegamy takie róż­nice gołym okiem, ale niewątpliwie godne uwagi jest to, że nie doty­kając niczego jesteśmy świadomi zasadniczej różnicy między cegłą szamotową, kamieniem krystalicznym a betonem.
(…) Mniej więcej w tym samym czasie, gdy dziecko uświadamia sobie istnienie faktury różnych materiałów, zdaje sobie także sprawę z różnicy między naprężeniem a rozluźnieniem. Chłopiec, który mocno naciąga cięciwę zrobionego własnoręcznie łuku, cieszy się jej naprężeniem i już do końca życia będzie wiedział, co znaczy napięty łuk.
Z kolei widok sieci rybackich rozwieszonych do wyschnięcia pozwala mu poznać, jak pełne spoczynku są ich luźne, ciężkie linie.
     Istnieją monumentalne struktury o wielkiej prostocie dające tylko jeden efekt: twardości lub miękkości. Większość budowli jest jednak połączeniem miękkości i twardości, lekkości i ciężkości, napięcia i luzu, oraz wielu rodzajów powierzchni. Są to wszystko elementy ar­chitektury, cechy, które architekt może zastosować. A dla właściwe­go odczuwania architektury należy być świadomym wszystkich tyci elementów.
(…) Zrozumienie architektury to zatem nie to samo, co umiejętność określenia stylu budynku na podstawie pewnych zewnętrznych jego cech. Nie wystarczy widzieć architektury; trzeba jej jeszcze doświad­czyć. Trzeba zaobserwować, jak została zaprojektowana dla konkret­nego celu i jak współgra z ogólną koncepcją i rytmem danej epoki. Trzeba mieszkać w pokojach, czuć, jak się wokół zamykają, jak w na­turalny sposób przechodzi się z jednego do drugiego. Trzeba uzmy­słowić sobie fakturę, odkryć, dlaczego użyto takich, a nie innych kolorów, w jakiej mierze ich wybór zależał od zorientowania pokoi w stosunku do okien i światła słonecznego. Dwa mieszkania, poło­żone jedno nad drugim, z pokojami o tych samych wymiarach i otworach, mogą być absolutnie inne dzięki zasłonom, tapetom i meblom. Trzeba doświadczyć wpływu, jaki na koncepcję przestrze­ni ma akustyka: inaczej rozchodzi się dźwięk w wielkiej katedrze, budząc echa i długo wibrując w powietrzu, inaczej zaś w niewielkim, wyłożonym boazerią pokoju, wypełnionym zasłonami, dywanami i poduszkami.








fragmenty,
źródło: S. E. Rasmussen, 'Odczuwanie Architektury', wyd. MURATOR, Warszawa , 1999 
tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz