Architekturę, malarstwo i rzeźbę od wielu wieków uważano za
„sztuki piękne" - czyli sztuki zajmujące się „pięknem" działającym na
ludzkie oko w taki sam sposób, w jaki muzyka działa na ludzkie ucho.
Rzeczywiście, większość osób wyraża sądy o architekturze na podstawie tego, co
widzi; zresztą książki na temat architektury są zwykle pełne zdjęć, ukazujących
budynki z zewnątrz.
Z punktu widzenia architekta zewnętrzny wygląd budynku jest
tylko jednym z kilku istotnych czynników. Architekt studiuje plany, przekroje
i elewacje, uważa bowiem, że w dobrze zaprojektowanym obiekcie wszystkie te
elementy muszą z sobą harmonizować. Niełatwo jest wyjaśnić, co architekt przez
to rozumie - a w każdym razie nie każdy jest w stanie to pojąć, tak samo, jak
nie każdy potrafi wyobrazić sobie budynek jedynie na podstawie planów. Pewien
znajomy, któremu objaśniałem zamówiony przez niego projekt domu, powiedział z
dezaprobatą: „Naprawdę nie lubię przekrojów". Był on dość delikatnym
człowiekiem i odniosłem wrażenie, że sam pomysł przecinania czegoś budzi w nim
wstręt. Jego niechęć mogła wynikać również z właściwego pojmowania
architektury jako czegoś niepodzielnego, czego nie da się pokroić na ileś tam
części. Architektura nie polega na zwykłym połączeniu planów, przekrojów i elewacji.
Jest ona czymś innym i równocześnie czymś potężniejszym. Nie sposób dokładnie
wytłumaczyć, czym jest, bo jej granice nie są jasno określone. Sztuki w ogóle
nie należy wyjaśniać - należy ją odczuwać. (…). Architekt pracuje z formą i
bryłą tak samo jak rzeźbiarz, a z kolorem tak samo jak malarz. Jednak tylko
jego sztuka jest funkcjonalna. Rozwiązuje problemy praktyczne, tworzy narzędzia
i przyrządy, którymi posługują się ludzie. Dlatego też w ocenianiu architektury
przede wszystkim należy brać pod uwagę jej użyteczność.
Znakomity fotografik Andreas Feininger zrobił raz zdjęcie,
ukazujące cmentarz na pograniczu Brooklynu i Queens w Nowym Jorku. Nagrobki
stoją tak ciasno obok siebie, jak wieżowce w amerykańskich miastach - widać je
zresztą w odległym planie zdjęcia.
Nawet największy wieżowiec, oglądany z lecącego samolotu,
jest jedynie wysoką, kamienną kostką; zaledwie rzeźbiarską formą, a nie
prawdziwym domem, w którym żyją ludzie. Jednak gdy samolot zaczyna schodzić do
lądowania, w pewnym momencie budynki całkowicie zmieniają charakter. Nagle
nabierają ludzkiej skali, stają się domami dla ludzi takich jak my, a nie dla
mikroskopijnych laleczek widzianych z wysokości. Ta dziwna przemiana następuje
w chwili, gdy sylwetki budynków zasłaniają horyzont, więc zaczynamy patrzeć na
nie z boku, a nie z góry. Przechodzą w nowe stadium istnienia, przestają być
zabawkami, a stają się architekturą - bowiem architektura to kształty tworzone
wokół człowieka, formy służące mieszkaniu, a nie tylko oglądaniu od zewnątrz.
Architekt jest jakby producentem teatralnym, człowiekiem aranżującym
scenę, na której toczy się nasze życie. Od tego, w jaki sposób to zrobi zależy
nieskończenie wiele. Jeśli jego zamiary się powiodą, odegra rolę doskonałego
gospodarza, który stara się zapewnić gościom wszelkie wygody, aby życie z nim
było miłym doświadczeniem. Jednak działalność producenta jest trudna z kilku
powodów -Pierwsze, musi on wiedzieć, w jaki sposób aktorzy - którzy są całkiem
zwykłymi ludźmi – zwykle grają; inaczej całe przedstawienie skończy się klapą.
To, co w jednym środowisku kulturowym uznaje się za właściwe i naturalne może
okazać się całkiem nieodpowiednie w innym; to, co jest właściwe i odpowiednie w jednym pokoleniu
staje się śmieszne w następnym, gdyż ludzie zdążyli zmienić i gusta i
przyzwyczajenia. To zjawisko dobrze uwidacznia zdjęcie Christiana IV, króla
Danii z epoki renesansu - granego tutaj przez znanego duńskiego aktora -
jadącego na rowerze.
Kostium jest niewątpliwie doskonały w swoim rodzaju; również
rower jest znakomity, ale razem po prostu do siebie nie pasują. Tak samo nie
można robić użytku z pięknej architektury minionych epok, gdyż w nowych
czasach, przy zmienionym sposobie życia, staje się ona nieprawdziwa i
pretensjonalna.
Inna trudność polega na tym, że dzieło architektoniczne powinno
przetrwać aż w odległą przyszłość. Architekt tworzy scenografię dla długiej
powoli toczącej się akcji, musi więc ona być na tyle elastyczna by dostosować
się do nieprzewidzianych improwizacji. Na etapie projektowania budynek powinien
w miarę możności wyprzedzać swój czas, by pasował do okresu, na jaki przypadnie
jego życie.
Architekt ma także coś wspólnego z zakładającym park ogrodnikiem.
To jasne, że sukces ogrodnika zależy od właściwego doboru roślin. Nawet
najpiękniejszy projekt parku na nic się nie zda, jeśli wybrane rośliny nie
znajdą w nim właściwego dla siebie środowiska, jeśli nie będą mogły się tam
rozwijać. Także i architekt pracuje z żywymi stworzeniami - z ludźmi, którzy
są jeszcze bardziej nieprzewidywalni niż rośliny. Jeśli nie będą się dobrze
czuć w zbudowanym dla nich domu, jego piękno pozostanie bezużyteczne, gdyż dom
pozbawiony życia staje się pokraczny. Popada w zaniedbanie i ruinę, a potem
zmienia się w coś całkiem sprzecznego z pierwotnymi zamierzeniami projektanta.
Jedną z cech dobrej architektury jest to, że używa się jej zgodnie z zamiarami
architekta.
I w końcu jest jeszcze jedna, bardzo ważna cecha, której nie
wolno pominąć przy określaniu prawdziwej natury architektury. Jest nią proces
twórczy, czyli to, jak powstaje budynek. Architektura nie jest indywidualnym
dziełem artysty, jak obrazy.
Szkic malarza to dokument czysto osobisty. Ślad jego pędzla
jest tak samo indywidualny jak charakter pisma, a naśladownictwo byłoby
fałszerstwem. W przypadku architektury jest inaczej. Architekt pozostaje anonimową
postacią w tle (…)
nieprzyjemnych doświadczeń.
Wkrótce dziecko zaczyna całkiem sprawnie używać tych rzeczy.
Wydaje się, jakby jego włókna nerwowe i wszystkie zmysły przenikały w głąb
nieożywionych przedmiotów. Stojąc przed murem, którego wysokość uniemożliwia
mu sięgnięcie na szczyt, dziecko zyskuje jednak o nim pewną wiedzę. Gdy odbija od muru
piłkę, odkrywa, że różni się on od naciągniętego brezentu czy papieru. Piłka
pomaga mu pojąć twardość i solidność muru.
Ogromny kościół S. Maria Maggiore stoi na jednym z siedmiu
sławnych wzgórz Rzymu. Początkowo miejsce to było bardzo zaniedbane, co widać
na starym fresku w Watykanie. Później wyrównano zbocza i umocniono je schodami,
prowadzącymi do absydy bazyliki. Liczni turyści przybywający, by zwiedzić
kościół, nie zauważają wyjątkowego charakteru otoczenia. Po prostu stawiają
znaczek przy opatrzonym gwiazdką haśle w przewodniku i spieszą dalej. Nie
odczuwają tego miejsca w taki sposób jak chłopcy, których spotkałem tam kilka
lat temu. Zapewne byli to uczniowie z pobliskiej szkoły klasztornej. Podczas
pauzy o godzinie jedenastej zbierali się na szerokim tarasie na szczycie
schodów, gdzie oddawali się dość szczególnej grze w piłkę. Była to najwyraźniej
odmiana piłki nożnej, ale czyniono w niej użytek także z muru, jak przy squash.
Mur biegnie tu po łuku i fakt ten chłopcy bardzo zręcznie wykorzystywali. Gdy piłka wypadała na out, nie było
co do tego żadnych wątpliwości, bowiem toczyła się po schodach na dół i jeszcze
kilkadziesiąt metrów dalej, a któryś z chłopców rzucał się za nią, klucząc
między samochodami i Vespami koło wielkiego obelisku.
Nie twierdzę, że ci nastoletni Włosi zyskiwali w ten sposób
większą wiedzę o architekturze niż przybywający tu turyści. Jednak całkiem
nieświadomie zaznajamiali się z kilkoma podstawowymi elementami architektury:
poziomymi płaszczyznami i pionowymi murami na szczycie wzgórza. Nauczyli się
także robić z nich użytek. Siedząc w cieniu, przyglądałem się tej scenie i jak
nigdy przedtem odczułem trójwymiarowość całej kompozycji. Kwadrans po
jedenastej chłopcy odbiegli, pokrzykując i śmiejąc się. Wielka bazylika została
znów sama w swej milczącej wspaniałości. W zbliżony sposób dziecko zapoznaje
się z rozlicznymi zabawkami, które pomagają mu badać otoczenie. Jeśli possie
palec, a następnie uniesie w powietrze, odkryta, jaki wiatr wieje w niskich
warstwach atmosfery. Z kolei latawiec stanowi wskaźnik ruchu powietrza w znacznie wyższej warstwie
atmosfery. Dziecko stanowi jedność z obręczą, hulajnogą, rowerkiem. Dzięki
różnorodnym doświadczeniom całkiem instynktownie uczy się, jak oceniać ciężar,
twardość, fakturę czy przewodnictwo cieplne różnych przedmiotów.
Przed rzuceniem kamienia dziecko najpierw go maca, obraca, potem
silniej chwyta, a w końcu waży w dłoni. Jeśli będzie to robiło często, wkrótce
potrafi powiedzieć, jaki jest kamień, w ogóle go nic dotykając - wystarczy mu
spojrzenie.
W kulistym przedmiocie zauważamy nie tylko jego kształt.
Bliższe przyjrzenie się to jakby dotykanie go dłonią, mające na celu doświadczalne
poznanie różnych jego cech.
Choć wiele rodzajów piłek i kulek używanych w różnych grach
ma ten sam kształt geometryczny, widzimy w nich przedmioty o bardzo różnym
charakterze. Już choćby ich wielkość w stosunku do ludzkiej ręki nadaje im
różną jakość. Pewną rolę odgrywa kolor, ale znacznie ważniejsze są ciężar i
wytrzymałość. Duża piłka futbolowa, którą się kopie, różni się zasadniczo od
małej, białej piłki tenisowej, którą uderza się dłonią lub rakietą, stanowiącą
przedłużenie dłoni.
Już w najmłodszych latach dziecko uczy się, że niektóre
rzeczy są twarde, inne miękkie, a niektóre tak plastyczne, że można je ugniatać
i kształtować dłońmi. Uczy się, że twarde rzeczy można zgnieść jeszcze
twardszymi, a wówczas poszczególne kawałki otrzymują ostre krawędzie i szpiczaste
zakończenia - dlatego przedmioty cięte jak diament robią wrażenie twardych. Z
kolei substancjom poddającym się kształtowaniu, na przykład ciastu na chleb,
można nadać zaokrąglone formy i niezależnie od tego, jak się je będzie cięło,
przekrój zawsze zachowa miękką linię łuku.
Takie obserwacje uczą nas, że niektóre formy nazywają się
twardymi, a inne miękkimi, niezależnie, czy zrobiono je z twardego, g
miękkiego materiału.
(…) Forma może robić także wrażenie ciężkiej lub lekkiej.
Mur wzniesiony z wielkich kamieni, których przyciągnięcie na teren budowy i
wbudowanie we właściwe miejsce musiało kosztować wiele wysiłku, wydaje się nam
ciężki. Gładka ściana robi wrażenie lekkiej nawet wówczas, gdy wymagała
znaczniejszego nakładu pracy i w rzeczywistości waży dużo więcej niż kamienny
mur. Intuicyjnie czujemy, że mury granitowe są cięższe od ceglanych, choć nie
mamy pojęcia o ich rzeczywistej wadze. Mury z kamiennych ciosów z głębokimi
spoinami są często naśladowane w cegle, nie w celach zwodniczych, ale jako
wyraz ekspresji artystycznej.
Wrażenie twardości i miękkości, ciężkości i lekkości ma
związek z typem powierzchni materiału. Istnieją niezliczone rodzaje powierzchni,
od najbardziej szorstkich po najdelikatniejsze. Gdyby materiały budowlane
podzielić według stopnia ich chropowatości, różnice między wieloma z nich byłyby niemal niezauważalne.
Na jednym końcu skali znajdowałoby się nieheblowane drewno i tynk kamyczkowy,
na drugim - polerowany kamień i gładki fornir.
Być może nie ma nic dziwnego w fakcie, że dostrzegamy takie
różnice gołym okiem, ale niewątpliwie godne uwagi jest to, że nie dotykając
niczego jesteśmy świadomi zasadniczej różnicy między cegłą szamotową, kamieniem
krystalicznym a betonem.
(…) Mniej więcej w tym samym czasie, gdy dziecko uświadamia
sobie istnienie faktury różnych materiałów, zdaje sobie także
sprawę z różnicy między naprężeniem a rozluźnieniem. Chłopiec, który mocno naciąga cięciwę zrobionego własnoręcznie łuku, cieszy się
jej naprężeniem i już do końca życia będzie wiedział, co znaczy napięty łuk.
Z kolei widok sieci rybackich rozwieszonych do wyschnięcia
pozwala mu poznać, jak pełne spoczynku są ich luźne, ciężkie linie.
(…) Zrozumienie architektury to zatem nie to samo, co umiejętność określenia stylu budynku na podstawie pewnych zewnętrznych jego cech. Nie wystarczy widzieć architektury; trzeba jej jeszcze doświadczyć. Trzeba zaobserwować, jak została zaprojektowana dla konkretnego celu i jak współgra z ogólną koncepcją i rytmem danej epoki. Trzeba mieszkać w pokojach, czuć, jak się wokół zamykają, jak w naturalny sposób przechodzi się z jednego do drugiego. Trzeba uzmysłowić sobie fakturę, odkryć, dlaczego użyto takich, a nie innych kolorów, w jakiej mierze ich wybór zależał od zorientowania pokoi w stosunku do okien i światła słonecznego. Dwa mieszkania, położone jedno nad drugim, z pokojami o tych samych wymiarach i otworach, mogą być absolutnie inne dzięki zasłonom, tapetom i meblom. Trzeba doświadczyć wpływu, jaki na koncepcję przestrzeni ma akustyka: inaczej rozchodzi się dźwięk w wielkiej katedrze, budząc echa i długo wibrując w powietrzu, inaczej zaś w niewielkim, wyłożonym boazerią pokoju, wypełnionym zasłonami, dywanami i poduszkami.
fragmenty,
źródło: S. E. Rasmussen, 'Odczuwanie Architektury', wyd. MURATOR, Warszawa , 1999
tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione
tekst zamieszczony w zakresie uzasadnionym nauczaniem, kopiowanie tekstu w celach komercyjnych jest zabronione
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz